OBORNIKI. O tym, że powiatowej geodezji czasami nie obca jest prywata wie każdy, komu potrzebna była kiedykolwiek mapka, czy jakiś wypis. Skarżyło się na nią wielu i równie wielu ją krytykowało. Zawsze bezskutecznie.
Niedawno geodeta P. zauważył, że geodeta W. robi w godzinach pracy fuchę. Zwrócił ma na to uwagę, ale tamten tylko wzruszył ramionami wiedząc, że kolega robi przecież to samo. Geodeta P. tego nie zdzierżył, wyrwał mu komplet świeżutkich mapek i podarł je w strzępy. Zrobiła się z tego dzika awantura.
Geodeta P. jest wyższy i ma ważną pieczątkę, więc geodeta W. niewiele mógł mu osobiście zrobić. Pobiegł do starosty i naskarżył na kolegę. Starosta dobrze wyćwiczonym ruchem wzruszył ramionami i tak by się pewnie sprawa zakończyła.
Jednak nie tym razem. Geodeta W. postanowił nie popuścić. Złożył na kolegę co mu mapki podarł skargę tam gdzie trzeba. Trafił go boleśnie, bo leżały tam już dwie wcześniejsze skargi złożone na geodetę P. przez inne osoby.