OBORNIKI, WARSZAWA. Grupa oborniczan pojawiła się na demonstracji opozycji w Warszawie. Wsiedli do autobusów, pociągów i aut, aby się spotkać w stolicy.
Jeden z autobusów zorganizował poseł Jakub Rutnicki i pojazd szybko wypełnił się do ostatniego miejsca.
Były małżeństwa, przedsiębiorcy, samorządowcy, osoby zwykle nie zajmujący się polityką, tym razem jednak aktywne.
Radna Beata Matelska zabrała ze sobą przygotowany przez Arkadiusza Czaprańskiego baner, by wyraźnie oznaczyć grupę obornicką, a była to grupa kilkudziesięcioosobowa. Autobus dotarł do stolicy w grupie podobnych pojazdów, wszyscy sprawnie wysiedli i ruszyli od strony stadionu Legii w stronę placu Na Rozbracie.

Idąc parkiem Rydza Śmigłego oborniczanie dotarli w pobliże sceny, na której stanęli obok byłego prezydenta Lecha Wałęsy, ex premier Donald Tusk i prezydent stolicy Rafał Trzaskowski. Były przemówienia, wiwaty, brawa i słowa, na które przybyli najwyraźniej czekali. Gdy ta część spotkania minęła wszyscy ruszyli w stronę Placu Zamkowego.
Dzięki słusznemu wzrostowi i dobrej znajomości terenu posła Jakuba Rutnickiego i Tomasza Wosickiego, nauczyciela z Obornik, grupa gości znad Warty uplasowała się w pierwszych szeregach czoła pochodu. Na czele jechał odkryty autobus, z którego przemawiały kolejne osoby, co dodawało szczególnego animuszu. Idąc czuło się jedność, radość i siłę tłumu. Była moc i nadzieja na zmiany.
Idąca grupa była łagodna i zdecydowana. Było momentami patetycznie, chwilami wręcz podniośle a czasem wesoło. Maszerujących pozdrawiały tysiące osób stojących na chodnikach, siedzących w kawiarnianych ogródkach, wyglądających z okien i balkonów mijanych kamienic. O tym, jak potężny był tłum, dość rzec, że gdy czoło dotarło wreszcie Krakowskim Przedmieściem do Placu Zamkowego, tyły wciąż jeszcze nie wyruszyły ze znajdującego się około sześciu kilometrów dalej Rozbratu. Policji było dziwnie mało, porządkiem łagodnie sterowały służby organizatora marszu.
Były znów przemówienia, można było porozmawiać z kilkoma politykami towarzyszącymi marszowi, spotkać znane postaci, porozumieć się z innymi idącymi, pokrzyczeć i powetować. Co oznacza kilkusettysięczny marsz można się było zorientować czekając po wszystkim na autobus przebijający się ponad dwie godziny ze zbiorczego parkingu na Powiśle, gdzie był oczekiwany.
– To była prawdziwa moc, która dodaje sił i ładuje akumulatory – powiedziała radna powiatu Katarzyna Woźniak.