OBORNIKI. Mama dwuletniego dziecka z miejscowości Bąblinek ku swojemu przerażeniu zauważyła, że wszędobylski maluch odkrył jakoś i zjadł trutkę na myszy. O takiej sytuacji można było usłyszeć na radzie miejskiej Obornik. Ponoć w szpitalu nie było lekarza.
Dziecko na domiar złego zmaga się z poważną chorobą genetyczną.
Trzeźwo myśląca mama nie czekała na karetkę pogotowia, tyko wsadziła dziecko do samochodu i popędziła do szpitala świadoma, że liczy się każda minuta.
W obornickim szpitalu pielęgniarki zadziałały błyskawicznie, by formalnie przyjąć dziecko i wezwały lekarza. Lekarz przybył dopiero po godzinie, gdy w organizmie malca mogły już zajść nieodwracalne w skutkach zmiany.
Relacjonujący to zdarzenie podczas sesji Rady Miejskiej sołtys Bąblinka Hieronim Tadeuszyk pytał – jak to możliwe? Z jednej strony powiat inwestuje w infrastrukturę szpitala, ale co ten budynek znaczy bez lekarzy? Dziecko mogło umrzeć, bo nie miał mu kto udzielić pomocy, wtedy nowy płot by się do niczego mu już nie przydał a jedynie może… nowe prosektorium.
Obecny podczas tej sesji wicestarosta Waldemar Cyranek obiecał, że: Powiat jako organ prowadzący zbada sprawę i zażąda od dyrektor szpitala wyjaśnień w tej sprawie.
Przy okazji pouczył, że: Szpital nie ma SOR-u, ni oddziału ratunkowego, ale też dodał: To niczego jednak nie zmienia. Czekanie na lekarza godzinę było niedopuszczalne, bo w szpitalu nie pracuje tylko jeden lekarz a jest ich tam wielu.
Trudno nie przyznać Hieronimowi Tadeuszykowi racji, bo szpital, choćby i obłożony cały marmurem, to z taką jak obecnie kadrą lekarską nie pozbędzie się złej opinii.