OBORNIKI. Skrzydło obornickiego klasztoru pofranciszkańskiego wybudowanego latach 1252-1272, a następnie, po upadku pierwszej fundacji, po raz drugi w roku 1292, a to, co po nim zostało, chyli się wciąż ku upadkowi.
Burmistrzowi żal, bo w mieście ubogim w zabytki nawet kawałek bezkształtnej i niewiele wartej historycznie ruiny, to też jakaś wartość.
Ponadto, jak sam włodarz Obornik przyznał: To ostatnia ruina w mieście.
Tomasz Szrama zauważył: Jakiś „geniusz” przejął klasztor po obrysie, granice budynek ma przy samej ścianie. By przystawić drabinę trzeba zgody od gminy ewangelicko-augsburskiej.
Burmistrz podjął więc rozmowy z gminą ewangelicko-augsburską, prowadzące do zakupu przez gminę Oborniki klasztorku wraz z otoczeniem. Protestanci są skłonni sprzedać to, z czego żadnego profitu nie mają, a to otwiera drogę do zadbania o runę niemal w centrum miasta.
Przy okazji zostaną zlikwidowane stojące tam blaszaki i ucywilizowany teren za nimi, który dziś wygląda dość obrzydzenie – cytując słowa burmistrza. Tomasz Szrama przyznaje: Dziś brak jest pomysłu, czemu zabezpieczona wcześniej bryła skrzydła dawnego klasztoru miałaby służyć.
Niegdyś planowano urządzić tam pałac ślubów, była też mowa o gastronomii, a burmistrz Anna Rydzewska ogłosiła nawet konkurs na projekt klasztornego skrzydła po jego renowacji.
Aby rozpocząć jakiekolwiek prace, na co liczy i to bardzo Wojewódzki Konserwator Zabytków, potrzeba ogromnych pieniędzy. Takiej pomocy może użyczyć Unia Europejska, ale przed wysyłką gotówki niezawodnie zapyta – po co i w jakim celu będzie ów remont.