OBORNIKI. Niedzielny wieczór w Ośrodku Kultury był poświęcony sąsiadom, których do niedawna u nas nie było. Ukraińcy w Obornikach to stosunkowo nowe zjawisko.
Od pewnego czasu w Obornikach czy Rogoźnie zaczęli pojawiać się Ukraińcy, którzy wybrali te okolice na swój nowy dom. Każdy nich miał inną historię, każdy miał inny powód upuszczenia Ukrainy i każdy odbył inną drogę.
Kilka tych historii zapisał Roman Trzęsimiech w scenariuszu filmu, który wyreżyserował i komentował. Film technicznie przygotował Łukasz Bukowski, a obejrzeli go oborniczanie, ich goście, jak i ich sąsiedzi – Ukraińcy.
Na wieczór z serii „Na spotkanie kultur” przybył senator Jan Filip Libicki, wielki przyjaciel Ukrainy, Lech Drożyński z Wyższej Szkoły Hotelarstwa i Gastronomii i Marek Daniel – przyjaciel świata.
Nie mogło zabraknąć starostów obornickich – Zofii Koteckiej i Waldemara Cyranka, a także osób szczególnych.
Mowa o Renacie Tomaszewskiej, która jako dyrektor Zespołu Szkół w Rogoźnie, jako pierwsza zatrudniła obcokrajowca – nauczycielkę angielskiego. Także o Małgorzacie Ludzkowskiej, która zatrudniła w obornickim szpitalu ukraińską chirurg Tatianę Lebiediewą.
Obie Ukrainki opowiedziały swoją historię, obie są rade z przyjazdu w nasze sąsiedztwo.
Senator Libicki powiedział po filmie: To nie politycy, nie urzędnicy sprawili, że Ukraińcy czują się u nas dobrze, pomnażają nasz PKB, poprawiają swój byt realizują u nas swoje pasje, to uczyniliście wy wszyscy, wy i oni.
Marek Daniel zauważył: Będąc, wspierając się wzajemnie razem stajemy się silniejsi.
Zofia Kotecka życzyła naszym nowym sąsiadom, by czuli się u nas dobrze i coraz lepiej.
Z ich relacji wynikało, że tak właśnie jest. Ciekawym było pytanie o to, co ich u nas zadziwia. Byli zgodni – narzekanie, gdy się coś psuje, narzekanie, gdy się nam poprawia.
Ukraińcy są z losem pogodzeni i nie narzekają. Przejęli polskie zwyczaje, obchodzą nasze święta, polubili nasze potrawy, choć to co gotują też jest bardzo smaczne.
Była okazja spróbować. Restauracja Culinaria przygotowała ukraińskie pierożki z twarożkiem, były kotleciki panierowaną cukinią, rodem ze szkoły gastronomicznej, była też świetna sałatka ze śledziem, jajkiem, buraczkami.
Nader wszystko było wiele życzliwości we wzajemnych relacjach i to tej życzliwości dobrosąsiedzkiej.
Po projekcji parę osób w kuluarach mówiło: Miałam mamę Ukrainkę lub: Mój ojciec urodził się na Ukrainie – i to wiele wyjaśnia.
Roman Trzęsimiech, pomysłodawca i wykonawca wieczoru, wykonał jak zawsze świetną robotę. Narracja Adama Krasickiego podniosła dzieło na wyższy poziom, nie brakowało oprawy muzycznej.