OBORNIKI. Szpital obornicki jest w trudnej sytuacji. Ma on obecnie już bodaj ósmego zastępcę dyrektora, gdyż poprzedni się wypalili lub znaleźli sobie zajęcie mniej wymagające. Powodem jest z zasady brak pieniędzy i personelu, głównie lekarskiego, co się ze sobą ściśle wiąże.
Która lecznica pieniądze jeszcze ma, ta podkupuje lekarzy tym szpitalom, które ich nie mają i wówczas sytuacja szpitali najbardziej zadłużonych staje się jeszcze trudniejsza. Zdaniem dyrektor obornickiej lecznicy, Małgorzaty Ludzkowskiej, niszczy to system lecznictwa, a szanse przetrwania mają głównie te placówki, które często goszczą któregoś z życzliwych im posłów partii rządzącej. Uważa też, że nawet zmiana ministra lub władzy w ogóle skutków złej polityki szybko, albo i wcale nie zmieni.
Niedługo starosta ogłosi konkurs na dyrektora szpitala i warto trzymać kciuki, aby obecna szefowa go wygrała, bo w szranki z nią może stanąć ktoś z kandydatów wędrujących w nadziei na to stanowisko, a jak na razie nikt się w Obornikach nie sprawdził tak dobrze jak Małgorzata Ludzkowska.
Innym problemem obornickiej lecznicy poza brakiem lekarzy, jest też zła wycena usług wykonywanych przez szpital. Rząd obiecał to zmienić i zwrócić szpitalom choć część utraconych dochodów.
Do Obornik miał przybyć sam minister zdrowia Adam Niedzielski, obiecując przywieźć ze sobą kartonik z dwoma milionami. Niestety, wcześniej wywalili z roboty i kartonik się gdzieś zapodział.
Pieniądze by się przydały, bo szpital ma długi, których sam sobie nie nazbierał, a przysporzyła ich zła polityka finansowa polskiej ochrony zdrowia.
Gdy zapytaliśmy panią dyrektor, czy byłaby skłonna za potencjalnie należne Obornikom dwa miliony „dokupić” nowych lekarzy odparła, że nie, bo takie działanie niewiele ma wspólnego z etyką, a zasady mieć warto i trzeba.