GOŁASZYN. Rajd Radzim to bodaj największa impreza rekonstrukcyjna w całej Wielkopolsce. Tegoroczna edycja zgromadziła około 800 rekonstruktorów z całej Polski.

Pewnym zaskoczeniem mogła być znacznie skromniejsza frekwencja niż się pierwotnie spodziewano. Nawet mieszkańcy samego Gołaszyna przybyli dość nielicznie. Według paru opinii w minioną sobotę widzów było zdecydowanie mniej niż wystawców i rekonstruktorów, tak przyjemniej oceniła część organizatorów, a prawdziwymi autorytetami i spirytus movens Rajdu byli niewątpliwie Jadwiga Majchrzak-Zagrodnik z małżonkiem.

Jakiś „geniusz” zamknął na dodatek taśmą wjazd na polanę, przy której na szerokich leśnych duktach było dość miejsca dla dziesiątek aut, więc w tej sytuacji każdy przybyły parkował bez ładu i składu przy głównej drodze, nie bacząc na bezpieczeństwo swoje i innych.

Sama polana usiana była namiotami w jednej barwie, choć o różnych rozmiarach i kształtach. W paru miejscach ustawiono tarcze czekające na dzieci chętne do strzelania z łuku.
Część wspomnianych namiotów prezentowała starodawne, średniowieczne rzemiosło, było wiele ciekawych wyrobów rękodzielniczych z metalu, kości, rogów, skór i drewna. Gorzej było tym razem z gastronomią.

Przy nielicznych namiotach dorodne dziewoje piekły podpłomyki, jednak panujące wokół warunki higieniczne nie skłaniały do ich kosztowania. Były też słodkie ciasteczka i nie mniej słodkie miody.

O kuchnię z prawdziwego zdarzenia zadbał za to sołtys sąsiedniego Ocieszyna. I tak staraniem Błażeja Pacholskiego można się było posilić doskonałą grochówką z żołnierskiego kotła oraz pajdą specjalnie wypiekanego w Ocieszynie na zakwasie chleba z wiejskim smaluchem i kiszonym ogórkiem.

Była też prawdziwa uczta duchowa, a to za sprawą grupy Dziwoludy. Koncertu słuchano na stojąco, siedząco i leżąco, a nastój lirycznych ballad skłaniał do zadumy. Kto wymyślił, by po koncercie wojowie zatańczyli z gośćmi… Belgijkę, tego nikt nie chciał zdradzić, ale zatańczyli.

Innego rodzaju atrakcją były bitwy i pojedynki. Spore grupy wojów nacierały na siebie ochoczo i z pełną energią.

Rekonstruktorzy stanęli na wysokości zadania i zadbawszy o stroje i oręż, z którą nacierali na siebie z pełnym entuzjazmem.
Na koniec dość powiedzieć, że na szczęście zwyciężyli nasi.

Wszędzie wokół panował nastrój czasów wczesnośredniowiecznych. Uczestnicy przebrali się w tradycyjne stroje z tamtych czasów. Przybyli goście oglądali propozycje ze straganów z zainteresowaniem, co pewien czas znajdując coś dla siebie.
Gdyby jeszcze tych gości przybyło więcej… Być może w przyszłym roku ich nie zabraknie.