OBORNIKI. Pogrzeb Tadeusza Ratajczaka był obrazem jego życia.
Zawsze wśród ludzi, otoczony sympatią, przyjaźnią i uznaniem, tak też był żegnany.
O jego śmierci pisaliśmy w artykule Odszedł Tadeusz Ratajczak. Osobowość niepowtarzalna.
Tłum odprowadzający go w ostatnią podróż sięgał od jednej bramy do drugiej po przeciwnej stronie cmentarza parafialnego.
Oprócz znajomych Tadeusza było wiele młodzieży reprezentującej różne ugrupowania sportowe. Przybył każdy, kto kiedykolwiek miał ze sportem styczność, lub ma ją nadal.
Wszyscy byli zgodni, że takiej drugiej postaci w tym świecie już nie ma. Chociaż Oborniki sportem stoją, Tadeusz Ratajczak więcej o sporcie zapomniał, niż inni się nauczyli.
Wspominano jego ogromną wiedzę, genialna pamięć, elokwencję zdobną w charakterystyczne powiedzonka.
Tadeusz Ratajczak dla jednych, Tadziu dla innych a Lizak dla jeszcze innych. Znali go wszyscy, on znał wszystkich. Kochał ludzi i był przez ludzi kochany.
Gdy burmistrz Tomasz Szrama żegnał go nad grobem mówił o tym, że nie da się takiego człowieka przez nikogo zastąpić. Żałował przedwczesnego odejścia wspaniałego organizatora życia sportowego, gdy tyle jeszcze jest do zrobienia i tyle jeszcze mógł on zrobić.
Przyjaciele Tadeusza nie zdołali się przygotować do ostatniego pożegnania.
Waldemar Cyranek, uczeń, przyjaciel i pomocnik Tadeusza, ze ściśniętym przez żal gardłem z trudnością wypowiadał słowa, jakie na tę chwilę przygotował.
Z nie mniejszym trudem żegnał go Zbigniew Urny, który go odprowadzał jako duszpasterz i jako przyjaciel.
Czekający na ostatni akt pogrzebu a licznie przybyli na cmentarz wspominali Tadzia i zawsze były to dobre wspominania.
Gdy grób przykryła wysoka góra kwiatów stało się jasnym, że wraz z odejściem Tadeusza skończyła się w Obornikach pewna epoka i nigdy już nie będzie w sportowym światku tak jak dawniej.