POWIAT OBORNICKI. Przewodniczący komisji gospodarki rady powiatu obornickiego Kazimierz Zieliński zorganizował spotkanie władz powiatu i władzami gmin, by ich zapytać wprost o współprace na linii starostwo – gminy.
Pierwszy o głos poprosił burmistrz Rogoźna Bogusław Janus, by bez ogródek i długich wstępów rzec: współpraca ze starostą dobra, ale nie do pomyślenia, by tak pomiędzy starostwem a gminami to funkcjonowało. Chodzi o współpracę gminy z geodezją powiatową. Myślę że spotkamy się w sądzie. Od kiedy pan Pawlik został szefem to są straszne rzeczy. Mówią o tym też projektanci, którzy projektują. To nie jest tylko moje odczucie, ale potwierdzają to inni. Nie wiem czy to złośliwie? Gdzieś tam pan Pawlik kazał nam jakiś rów przyjąć na Jaraczu, wojewoda nam nie dał, odwołał się do ministerstwa, ministerstwo nam też nie dało tego rowu i po co to było? Nie można siąść i się normalnie dogadać?
Burmistrz Rogoźna miał też pretensje o brak rzetelnej współpracy we wspólnej budowie chodników. Starostwo deklarowało ją a potem się wycofało, a on musiał pieniądze przeznaczyć na inne cele. – Jak nie wiecie co, to niech ostatecznie nasze pieniądze leżą na lokacie, bo to lepsze niż miałyby leżeć w starostwie. W kwestii przekazania pieniędzy burmistrz Bogusław Janus podniósł też inny ważny problem. Chodziło mu o pieniądze przekazane na konkretne zakupy w szpitalu powiatowym, a jak się do wiedział środki Rogoźna przeznaczono na inne cele, niż chcieli tego rogozińscy radni: – Przeznaczyliśmy w tym roku 100 tysięcy na ZOZ, na zakup jakichś łóżek. Jednak informacje dostałem od pani skarbnik, że pani dyrektor coś innego chce kupić. Jest umowa, pisze wyraźnie co ma być. Lepiej żeby nie było z tym problemów. Dofinansowaliśmy też do Wiardunek, ale gdybym wiedział, że tak będzie, to by finansowania nie było. Miałem dołożyć do waszych, a się na sesji okazało, żeście swoje zabrali a naszymi pieniędzmi finansujecie.
Bogusław Janus znów wrócił do sprawy mocno kulejących uzgodnień dokumentacyjnych i oświadczył: że mają w "zudzie" konflikt pomiędzy Pawlikiem i Walczakiem to mnie nie interesuje. Czy to jest potrzebne pomiędzy powiatem a gminami? Raz Pawlik puści, a raz nie puści. O co tu chodzi, bo potem przychodzą zainteresowani na skargę do mnie.
Burmistrza Rogoźna wsparł wójt Ryczywołu Jerzy Gacek radząc: trzeba sprawdzić, czy to co wymaga Pawlik, to jest wymóg przepisów prawa, czy to jest wymysł pana Pawlika. Ja też słyszę takie opinie, ostatnio od naszego budowlańca, że Pawlik chce więcej niż chciał Walczak w tym samym miejscu nie tak dawno jeszcze. Czy to jest radosna twórczość? Czy pan Pawlik chce „coś tam” dodatkowo? – zastanawiał się głośno wójt a można się tylko domyślać, o co mu chodziło.
Radny powiatu Edmund Kuźniak, słuchając wójta dodał: znam przykład starania się w wydziale architektury o pozwolenie na budowę przez małżeństwo mające wspólnotę majątkową. Ona musiała oświadczyć, że zgadza się, by mąż budował?! To przecież idiotyzm do entej potęgi! Sprawdziłem, nigdzie nie ma takich wymogów. Kazimierz Zieliński zauważył, że – jeśli przepisy każą coś urzędnikom powiatu załatwić do miesiąca, oni zawsze załatwiają to 30 dnia.
Do głosu znów wrócił Bogusław Janus: nasi geodeci wykonują robotę za starostwo. Tu podał przykład drogi z Karolewa. – Pomiędzy tą miejscowością a Owieczkami jest biała plama. Mój geodeta musiał podkłady geodezyjne robić pół roku. Nie ma żadnej odpowiedzialności waszych geodetów, a jeszcze go ścigają, że jakiegoś drzewa nie naniósł.
Znów w sukurs przyszedł mu Jerzy Gacek: ja się tu zgadzam z burmistrzem Rogoźna – i sam dał parę przykładów z Lipy. – Gdy postanowiliśmy sprzedać mieszkanie, to rok czasu to trwało, bo wiele zależy od człowieka, który na tym stanowisku pracuje, a on to odkłada i przekłada.
Edmund Kuźniak wiedział dlaczego tak się dzieje i wiedzą ta podzielił się ze zgromadzonymi: to dlatego, że osobiście sam spotkałem geodetów w godzinach pracy, gdzie wykonywali prywatna fuchę. Przerwał mu wicestarosta Gronostaj uwagą: prywatni projektanci zarabiają duże pieniądze i mają wiele zleceń? A nasi geodeci są zawaleni robotą a projektanci biorą niemałe pieniądze za robotę, którą wykonują. Nikt nie próbował rozwikłać o co chodzi Gronostajowi, za to do dyskusji włączył się wiceburmistrz Obornik Bogdan Bukowski.
– Jeśli chodzi współpracę, to jej nie ma wcale. Jeśli jest działanie, to polega ona na wyhamowywaniu pewnych rzeczy. Ja nie mówię tutaj o panu staroście, bo raczej pozytywnie, a co do pana Sitka, to bardzo pozytywnie. Przedstawił wiele przykładów w tym problem Młynówki przy obornickim jazie, która bez sensu trafiła jako sporna do ministerstwa. – Za dużo tej polityki. Odczucie projektantów jest takie, że było źle, a jest jeszcze gorzej. A najgorzej jest w geodezji i ochronie środowiska. Te dwa wydziały fatalnie działają. Pewnie pan starosta nie ma pełnej świadomości, co się dzieje. Czasem czekamy 30 dni, a gdy braknie przysłowiowej kropki, czekamy kolejne 30 dni. W ostatnim czasie współpraca się jeszcze pogorszyła. Ja więc jej nie widzę.
Starosta Gustaw Wańkowicz wysłuchawszy tych żali rzekł: załatwiamy, a każdy gdzieś tam popełnia jakieś błędy i nie szukajmy winnych. Każdy kto kupi sobie działkę chciałby szybko pozwolenie i zaraz na niej budować. To tak nie jest. Jak ma urzędnik 30 dni, to ma 30 dni, ma te terminy i już.
Z tej wypowiedzi wynika, że nie można oczekiwać korzystnych zmian w sposobie wykonywania pracy przez urzędników powiatu. Wszystkich zainteresowanych zrelacjonowanym tu spotkaniem odsyłamy na stronę TV Oborniki, www.oborniki.com.pl