OBORNIKI. Po naszym, artykule zatytułowanym „mieszkają jak na wyspie”, a dotyczącym sytuacji wokół bloków 28 i 30 przy Drodze Leśnej, w redakcji rozdzwoniły się telefony. Jedni chcieli wiedzieć, kto z geodetów tak „mądrze” wydzielił działkę pod blokiem. Inni informowali nas, że pani burmistrz Rydzewska sprzedała działkę develperowi. Jeszcze inni, że nic nie wiedzieli o przetargu na działki przed blokiem, bo było o tym zbyt cicho.
Były też głosy najdelikatniej mówiąc „zabawne”. Jedna z dzwoniących twierdziła, że nie powinniśmy byli pisać o jej bloku bez jej zgody, inna że do jej bloku nie dojedzie karetka ani straż pożarna, a jeszcze inna osoba podejrzewała nas o „uleganie tajemniczym naciskom”, nie wyjaśniając jednak, kto i gdzie miałby nas naciskać. Po publikacji naszego artykułu na stronie internetowej gazety – www.obornioki.com.pl – pojawiło się pod nim 20 komentarzy, nie wspominając o dyskusji na forum internetowym. Dotarły do nas też glosy od mieszkańców tych bloków, potwierdzających rzetelność informacji, a nawet dorzucających garść nowych faktów, tak jak na przykład ceny za które mieszkania kupili. W tej sytuacji doszliśmy do wniosku, że trzeba artykuł napisać raz jeszcze, ujmując problem możliwie szeroko.
Historię bloków trzeba zacząć od tego, iż mieszkają w nich dwie grupy lokatorów. Jedni otrzymali tam, mieszkania socjalne i są w zasadzie wdzięczni losowi, iż mają gdzie mieszkać. Druga grupa to właściciele lokali. Nabyli je w czasach „wielkiej wyprzedaży mieszkań”. Jeden z dzwoniących przyznał się, że za mieszkanie warte dziś ponad dwieście pięćdziesiąt tysięcy, zapłacił po bonifikatach nieco ponad siedemnaście tysięcy złotych. Lokatorzy jednej i drugiej grupy mieli pełen dostęp do działek z frontu i od podwórza, przy czym ta druga była wielką łąką pełną chaszczy i zielska, na której bawiły się dzieci, biegały psy, kierowcy myli auta lub skracano tamtędy sobie drogę.
Z całego tego terenu wyodrębniono blok a geodetą, który to wykonał był – jak zdołaliśmy sprawdzić w archiwom magistratu – Wojciech Pawlik. Granicę wyrysowano „po murze” nie zostawiając mieszkańcom nawet kawałka ziemi. W tamtych czasach Wojciech Pawlik był przewodniczącym rady miejskiej. Przy jego wiedzy i braku sprzeciwu, ówczesny burmistrz Janusz Kurowski wydzierżawił ogromną działkę pomiędzy Drogą Leśną i Mikołajczaka firmie STiW. Układ był taki, że właściciele firmy płacili za teren symboliczną opłatę i mogli nim zawiadywać niemal bez żadnych ograniczeń, również czasowych. Gdy wybory wygrała Anna Rydzewska rozpoczęła starania o odzyskanie działki, z której gmina nie miała nic, a firma StiW całkowicie utraciła już wiarygodność.
Tu trzeba przypomnieć, że Oborniki miały ogromne długi i pustą kasę. Podatków nie starczało nawet na bieżące opłaty a na najpilniejsze remonty i naprawy nie było już gdzie pożyczać. Porządkując finanse gminy, Anna Rydzewska po półtorarocznej walce zdołała odzyskać działkę. Trwało to aż tyle, ponieważ były burmistrz tak spisał umowę z dzierżawcami, że bardzo trudne było jej rozwiązanie. Działkę przeznaczoną pod budownictwo wielorodzinne zaproponowano w pierwszym rzędzie Obornickiej Spółdzielni Mieszkaniowej, jedynemu wówczas budowniczemu bloków. Jednak zarząd spółdzielni chciałby ją raczej „dostać”, niźli kupić.
W tej sytuacji burmistrz Obornik ogłosiła w prasie ogólnopolskiej przetarg na sprzedaż działki i jest to fakt. Najkorzystniejszą ofertę złożyła pewna firma poznańska, wchodząca właśnie z dobrym skutkiem na rynek developerski. Firma działkę kupiła i uzyskała na nią warunki zabudowy. Starosta obornicki wydał jej pozwolenie na budowę i rozpoczęto stawianie bloku.
To znacznie ograniczyło dostęp do działki mieszkańcom bloków 28 i 30. Wciąż mogli dysponować jeszcze terenem pomiędzy blokami, a ulicą Droga Leśna. Jakieś dwa lata temu burmistrz Rydzewska postanowiła, iż również ten teren należy sprzedać, by uporządkować kwestie własnościowe oraz zdobyć środki na szeroko rozpisane inwestycje gminne. W pierwszym rzędzie zaproponowano za pośrednictwem zarządców wspólnot, zakup owego gruntu mieszkańcom bloków. Wobec braku zainteresowania z ich strony, ogłoszono na naszych łamach przetarg na sprzedaż terenu podzielonego na trzy działki. Wspólnota napisała do gminy pismo, żądając by ta wstrzymała przetarg. Przetarg odwołano i czekano na jakąś propozycję. Ta nie wpłynęła, więc ponownie ogłoszono przetarg, tym razem skuteczny.
Działki kupili – jedną państwo G. i dwie państwo P. z Obornik. Na jednej z działek stanął zgrabny pawilon z przeznaczeniem na usługi dla ludności, na drugiej niebawem staną dwa takie pawilony z podobnym przeznaczeniem.
Mieszkańcy bloków 28 i 30 znów zostali ograniczeni w korzystaniu z gruntów wokół bloków. Został im pas o szerokości ok. 15 metrów, którym biegnie droga z płyt betonowych i chodnik. Tamtędy jeżdżą i chodzą na podwórze, a dalej do swych mieszkań. Mają też do dyspozycji nieutwardzoną drogę kilkumetrowej szerokości biegnącą pomiędzy blokami 28 i 30. Obok bloków znajduje się otwarty dla wszystkich ogródek jordanowski dla dzieci. Na podwórzu parkuje kilka do kilkunastu samochodów. Miał wiele racji nasz czytelnik dzwoniący, że żadna to wyspa, skoro mieszkańcy bloków nie mają ograniczeń w dostępie do drogi publicznej. Dojadą tam najszersze nawet karetki i – nie daj Boże – wozy strażackie.
Burmistrz Anna Rydzewska oświadczyła nam, że nie ma takiej możliwości, by gmina ograniczyła komuś dostęp do drogi publicznej.
O co zatem chodzi? Zapewne o to, że mieszkańcy bloków przywykli już do swobodnego dysponowania gruntem wokół swoich domów. Kolejne zmiany własnościowe ograniczyły tę swobodę, a żaden człowiek nie godzi się z ochotą na ograniczenia. Coraz trudniej będzie zaparkować ukochane auto przy klatce schodowej lub pod balkonem, pies nie będzie miał rozległej łąki, a w piłkę trzeba będzie grać na boisku.
Do dobrego łatwo się przyzwyczaić, tracić coś jest przykrym doświadczeniem. Może było warto pomyśleć o tym, gdy teren przed blokiem był jeszcze na sprzedaż.