OBORNIKI. Jeżeli w jakimkolwiek przedsięwzięciu wydatki będą większe od przychodów, łatwo można będzie obliczyć koniec tego przedsięwzięcia i jego kompletną plajtę. Można owszem przez jakiś czas pożyczać na przetrwanie, ale wtedy wpada się w spiralę długów i ów koniec robi się jeszcze bliższy.
Podobnie może być z obornickim szpitalem, który dyrektor Małgorzata Ludzkowska stara się od wielu lat ratować, jednak z pustego to i Salomon nie naleje, a co dopiero dyrektor szpitala. Nadzorująca szpital starosta Zofia Kotecka powiedziała: Ten szpital jest dla nas najważniejszy, tak jak dla każdego miasta powiatowego.
Trudno nie przyznać jej racji. Jednak są miasta mniejsze i większe, biedne i bogate. Szpital jest bez wątpienia powodem do dumy, jednak na jego prowadzenie stać bogate powiaty, podczas gdy biedne rezygnują ze wszystkiego, by swoją lecznicę utrzymać, a i tak nie na zawsze. Zofia Kotecka zapewniła: Gdyby była jakakolwiek szansa na zmianą tego stanu, to zrobilibyśmy to. To nie jest jednak rzecz łatwa do wykonania.
Obornicki szpital stracił znów płynność finansową. By zapłacić zaległe rachunki musi wziąć kolejny kredyt. Jak wyliczyła skarbnik powiatu Joanna Konieczna, poprzedni kredyt w wysokości 2,1 miliona złotych wystarczył szpitalowi na zaledwie kwartał. Teraz Małgorzata Ludzkowska szuka czterech milionów, by przetrwać kolejny okres. Czyni starania o niskooprocentowany kredyt w banku Gospodarstwa Krajowego, lecz procedury trwają tam około pół roku.
Żeby przetrwać, musi szybko pożyczyć pół miliona. Kolejni dostawcy naciskają. Z częścią pani dyrektor się jakoś układa, Liczą odsetki i czekają. Inni są bardziej niecierpliwi. Firma sprzątająca z dnia na dzień zrezygnowała z kontraktu. Po rozmowach i obietnicach sprzątający wrócili do pracy. Jak długo jeszcze tak można działać, bez pewności czy dowiozą na kredyt to, bez czego nie można funkcjonować.
Małgorzata Ludzkowska zwróciła się do władz powiatu w prośbą o pożyczkę.
Andrzejowie Ilski i Okpisz skrytykowali starostę za brak oceny audytu w szpitalu oraz za to, że w ich mniemaniu zarząd nie zajmował się sprawami szpitala. Zofia Kotecka broniła się słowami: O szpitalu mówimy podczas każdej sesji, o szpitalu, o kondycji szpitala. Okpiszowi wytknęła jego wpływ na obecną sytuację szpitala w czasie, gdy był wicestarostą. Obiecała posiedzenie wszystkich komisji, podczas którego będzie dyskusja o próbie zmniejszenia strat i wpłynięcie na poprawę sytuacji w szpitalu.
Pomysł dobry, ale jedynie medialnie, bowiem nikt w radzie powiatu nie zna się, przy całym szacunku dla wiedzy radnych, na procedurach prowadzenia lecznicy i ekonomii w służbie zdrowia.
Co do samej dyrektor i jej kłopotach najtrafniej wypowiedział się radny Wiesław Bartkowiak: Pani dyrektor dba o szpital i stara się o jego kondycję. Przez cały rok nie mówiliśmy o problemach szpitala. Ciekawe, kiedy zebrała się społeczna rada i co sądzi o ewentualnej pożyczce? Jego myśl kontynuowała Zofia Kotecka: Przykre jest, że przedstawiciel wojewody nie przychodzi na posiedzenia społecznej rady, bo może by wiedza o kondycji szpitala dotarła wreszcie do władz.
Na przeczekanie jeszcze czas jakiś potrzebny jest kredyt, który trzeba będzie spłacić. A jeżeli dochody będą mniejsze niż wydatki, a do tego po stronie wydatków znajdzie się spłata kolejnego kredytu, to ruch po równi pochyłej jeszcze się przyspieszy.
Ewentualną pożyczkę będzie musiał poręczyć powiat, co obniży zdolność kredytową samego powiatu i to kolejny problem, bo powiat ma także spore zadłużenie i kredyty do spłacenia.
Piotr Desperak, radny z długim doświadczeniem przyznał: Latami karmiono radę opowiastkami i zapewnieniami o tym, że po rozbudowie szpitala zacznie on zarabiać. Tymczasem, gdy go rozbudowano, są wielkie piękne pomieszczenia, i szpital ma jeszcze więcej problemów z finansowaniem. Owszem, możemy dolać jeszcze więcej pieniędzy, ale co dalej, bo dokładanie dalsze nie ma już sensu. Czy jest jakikolwiek inny pomysł, poza dokładaniem pieniędzy i braniem kolejnych kredytów, które nas wreszcie zarżną? Co roku powtarzamy te same słowa, mówimy te same banały i nic z tego nie wynika. Wołałbym raz usłyszeć coś konkretnego. A co będzie, jak bank nie udzieli kredytów?
Małgorzata Ludzkowska przyznała radnemu rację: Ma pan rację panie radny. To nie zarząd powinien myśleć, ale cała rada. Tu pani dyrektor wylała cały swój żal, bo niczym Syzyf pcha pod górę wielki głaz, który się wciąż stacza w dół, a pociechy ni pomocy nie widać. – Jak przyszłam w 2008 roku, mój poprzednik nie zrobił zupełnie nic. Przyjeżdżał do pracy raz w tygodniu, nie robił nic, bo się zajmował restrukturyzacją szpitala. Posprzedawał karetki, likwidował pogotowie, nic dobrego nie zrobił. Jako pierwszy pomysł likwidacja długoterminówki (Długoterminowa Opieka Medyczna – przyp. red.). Sitek zaproponował remontować ortopedię. (Tu trzeba przypomnieć o kompletnej klapie tego pomysłu i stratach setek tysięcy (przyp. red.)). Potem kolejne oddziały. Sitek znalazł takie wyjście, by razem z gminami zrobić nowy oddział. Potem zmieniło się finansowanie, skończyły się nadfinansowania. Szukaliśmy rozwiązań. Szukaliśmy możliwości. Odwiedzaliśmy samorządy. Raz dawały, raz nie dawały. W końcu wybudowaliśmy piękny szpital i przyszły nowe rozporządzenia. Powstała sieć, ale nie płacą limitów. Poprawiamy jakość, mamy ISO, a tu znów kolejna ustawa zmuszająca nas do minimalnych wynagrodzeń, ale szpital nie dostaje na to pieniędzy. Raz dla pielęgniarek raz dla lekarzy. 78% pieniędzy szpitala idzie na płace, a i tak pracownicy nas szantażują odejściem, a inne szpitale nam podkupują personel. Potem kolejna decyzja NFZ na zabiegówkę, która dla pacjenta nie ma znaczenia. Potem apteka, potem kaplica, mamy już wszystko. Cały czas się borykamy. Zostały nam wolne pomieszczenia, a z kontraktu wynika, że musimy się zmieścić. Zygmunt Dyczkowski załatwia sprzęt z WOŚP. Państwo nie szacuje procedur, a te są za niskie. Jestem w zarządzie szpitali wielkopolskich, ciągle piszemy, pokazujemy. Robimy za niższe pieniądze te procedury, które szpitale kliniczne wykonają za znacznie większe pieniądze. Może się to niegdyś zmieni, ale na razie to nie w zarządzaniu jest problem, ale w niedofinansowaniu. Co można zrobić? Nie ma żadnych możliwości. Jesteśmy w sieci, nie możemy likwidować dziecięcego, on sam się i tak zlikwiduje, bo szpital Krysiewicza rośnie. Likwidacja ginekologii, to likwidacja neonatologii. Musimy mieć chirurgię, szukamy rozwiązań. To państwo musicie podjąć decyzję. Nie dostaniemy większego kontraktu w miejsce tego co zlikwidujemy. Jeśli będzie konkurs na nowe oddziały, to mając puste pomieszczenia trzeba je będzie wyposażyć, a to kosztuje. Może laryngologię, może dializy?
W kuluarach Małgorzata Ludzkowska dementowała rozsiewane przez niektórych plotki o tym, jakich to niby uprawnień szpitalowi brak. – Szpital ma wszystkie potrzebne certyfikaty. Brak nam jedynie akredytacji, czeka się na nią trzy lata, kosztuje ona bardzo dużo i nie ma jej większość szpitali, bo niewiele ona daje, a trudno ją uzyskać. Lekarzom dokłada tylko wiele dodatkowej pracy papierkowej, a oni jej nie chcą.
Jeszcze do niedawna ratunkiem dla obornickiej lecznicy miał być oddział opieki paliatywnej. Wiele wskazuje na to, że w Obornikach taki oddział będzie, bo nie ma konkurencji. Już samo to zaniepokoiło, bo albo inni dyrektorzy szpitali nie potrafią liczyć, albo policzyli i rzecz cała nie bardzo się opłaca.
Dyrektor Małgorzata Ludzkowska przyznała: Paliatyw przyniesie stratę. Za 120 tysięcy miesięcznie nie da się utrzymać na oddziale 11 pielęgniarek, paru lekarzy, rehabilitantów, a do tego sprzątanie, żywienie i temu podobną obsługę. Taniej byłoby oddać pieniądze i zrezygnować, ale jest jeszcze aspekt społeczny i ludzki.
I pomyśleć tylko, że miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze.
Ile kredytu weźmiemy, jeszcze nie wiadomo. Jak na razie wszystkie kredyty spłacamy solidnie. To co pożyczymy od was, to spłacimy – zapewniła pani dyrektor radnych, dodając marzycielsko: Może budżet państwa zwiększy nakłady?
Małgorzata Ludzkowska zauważyła, że: Szpital w Szamotułach dostał 2 mln kredytu, ma pół miliona dotacji, nie wiem skąd się to bierze. Tu warto pamiętać, że budżet Szamotuł jest prawie dwa razy większy niż Obornik, więc może dwa razy więcej wydać.
Dzisiaj myśli się o wprowadzeniu do obornickiego szpitala dializ. Był czas, gdy jedna z firm chciała wybudować nawet specjalny budynek i go potem przekazać powiatowi. Ówczesne władze się nie zgodziły. Firma złożyła podobną ofertę Szamotułom, a tam przyjęto ich chętnie i skorzystali na tym wszyscy. Podobnie wygląda to w szpitalu wągrowieckim. Tamtejszy powiat ma dochody o kilkadziesiąt procent wyższe niż obornicki, a do tego nie musi się martwić wydatkami miejskimi.
Dyrektor Ludzkowska zdaje sobie sprawę, że aspiracje obornickie już dawno przekroczyły możliwości powiatu. Wybudowano molocha, wydano nań dziesiątki milionów, a teraz pyta się dyrektor szpitala, co z tym zrobi? – Ja nie muszę być dyrektorem – oświadczyła Małgorzata Ludzkowska.
Sekretarz Piotr Sitek zaprzeczył nadmiernej rozbudowie, choć przyznał, że specjalistą od tego typu budowli nie jest, ani od lecznictwa. Zalecił profesjonalnego audytora: Szpital stoi przed ścianą. Trzeba będzie ograniczyć działalność.
Dyskusja trwała jeszcze czas jakiś, ale oczywiście niczego wymiernego nie dała.
Ostatecznie radni wyrazili większością 12 głosów zgodę na udzielenie pożyczki. Nie poparli jej udzielenia jedynie: radni PiS – Wiesław Bartkowiak, Zbigniew Nowak i Andrzej Okpisz.
Czy na długo wystarczy kolejna pożyczka? Zapewne nie.