OBORNIKI. Dwa miesiące temu doszło w centrum Obornik do rozboju na uczniu jednej z obornickich szkół ponadpodstawowych. Gdy młody człowiek szedł z kolegą przejściem podziemnym koło Parku 3 Maja do sklepu, aby zrobić zakupy na szkolną wycieczkę, drogę zastąpiło im dwóch bandziorów. Obaj byli młodzi, wyglądali groźnie, jeden miał zabandażowaną głowę. Zażądali pieniędzy i cennych przedmiotów. Grozili pobiciem. Kolega poszkodowanego chłopaka zdołał uciec, on sam został okradziony i pobity. Napastnicy pastwili się nad nim czas jakiś, a gdy dali mu wreszcie spokój, chłopak poszedł zgłosić fakt napadu na policję.
– Na początek nie mieliśmy zupełnie nic, prócz sensacyjne brzmiącego doniesienia – przyznał kierujący sekcją kryminalną powiatowej komendy policji Jacek Kasztelan.
Doniesienie o napadzie na początek zweryfikował psycholog. Tu warto też dodać, że okolica przejścia podziemnego jest monitorowana. Jednak obiektyw kamery widzi zawsze jedynie spory wycinek okręgu, więc czasem obraz z kamery jest niekompletny. Tak było i tym razem. Policjanci uzyskali z monitoringu zaledwie zarys dwóch oddalających się spiesznie sylwetek.
Postanowiono metodami operacyjnymi wytypować sprawców. To trudny sposób, jednak po dwóch miesiącach od napaści, funkcjonariusze sekcji kryminalnej znali nazwiska i adresy dwóch dwudziestolatków z Obornik, którzy pasowali do tej sprawy. Obaj byli już karani za włamania. Ich zatrzymanie było tylko formalnością.
Napastnicy przyznali się do popełnionego czynu i dokładnie go opisali. W miniony piątek stanęli przez prokuratorem, by wysłuchać zarzutów. Prokurator zdecydował o zastosowaniu poręczenia majątkowego jako zabezpieczenie ich obecności przez sądem, gdzie wysłuchają wyroku.
Jak zdołaliśmy się dowiedzieć, obaj dwudziestolatkowie byli bardzo zdziwieni, jak policja mogła na nich trafić. Zadbali podczas napaści o charakteryzację – ów bandaż na głowie. Dokonali jej w przejściu podziemnym, gdzie nie ma świadków i kulili się pod kamerą tak, aby nie pokazać twarzy. Fakt ujęcia ich przez policję obornicką, pomimo nikłych śladów, jest dowodem, że nie warto liczyć na to, że śledczy zrażą się trudnościami i odstąpią od poszukiwań. Prędzej lub później każdy przecież wpada.