ROGOŹNO. Mieszkańcy Rogoźna pożegnali swojego burmistrza. Początkowo pogrzeb planowano rozpocząć w przycmentarnej kaplicy, jednak ostatecznie wybrany został kościół Ducha Świętego, którego Roman Szuberski był parafianinem.
Podczas eucharystii, rozpoczętej w samo południe, wierni modlili się o zbawienie duszy zmarłego, dziękując Bogu za jego życie i prosząc o łaskę wiecznego odpoczynku. W niewielkim kościele stawiła się jednak tylko część wiernych, drugie tyle osób czekało w pobliżu cmentarza.
Kondukt dotarł tam po około dwóch godzinach od rozpoczęcia uroczystości. Towarzyszyły mu orkiestry dęte, grupy mundurowe, młodzież szkolna, poczty sztandarowe, przedstawiciele organizacji społecznych, politycznych i samorządowych oraz liczne delegacje.
Jednak najliczniejszą grupą byli „zwykli” rogoźnianie, którzy pragnęli, nie bacząc na złą pogodę, pożegnać ojca swej gminy, człowieka, który o ich gminę dbał i troszczył się.
Kondukt poruszał się wolno, znajomi witali się ze sobą zaledwie gestem, prowadzono wyciszone rozmowy. Służby zabezpieczyły trasę przemarszu i pilnowały ładu aż ostatnia osoba weszła na teren cmentarza. Każda z grup zajęła wyznaczone jej miejsce.
Mieszkańcom nikt niczego nie wyznaczał, więc stanęli ad libitum wokół miejsca pochówku. Na tyłach żałobników ustawiły się wozy strażackie i auta służb migające niebieskimi światłami, rytmicznie biły dzwony przykościelnej kaplicy, wśród zebranych panowała cisza.
Kiedy już wszyscy zatrzymali się po długim marszu, rozwarło się nagle niebo i pierwszy raz tego dnia zaświeciło słońce. Świeciło krótko i na tle niemal granatowych ciężkich chmur, bo i okazja tego dnia była posępna, ostateczna, hiobowa i bez wątpienia dla miasta tragiczna.
Licznie zebrało się duchowieństwo, w szeregu stanęły liczne sztandary, najbliższa rodzina zasiadła vis a vis trumny.
Po officium defunctorum celebransa – księdza Adama Czechorowskiego – zawyły syreny, a kompania honorowa oddała trzy pożegnalne salwy. Daleko w tle wyły syreny okolicznych remiz strażackich.
Gdy cała ta ściana twardych i niepokojących dźwięków nagle ustała dały się słyszeć płynące miękko i łagodnie smutne słowa córki Romana Szuberskiego Ady, żegnającej swojego ukochanego ojca. Nie było w nich nic o szczególnych zasługach, nie było patosu, afektacji czy jakiejkolwiek celebry. Było wspomnienie o opowiadanych na dobranoc dzieciom bajkach i tym co dla ojca było naprawdę ważne, czego razem z mamą uczył swoją trójkę pociech.
Potem było jeszcze wielu mówców i wiele słów ważnych, Jednak te Ady spowodowały, że po wielu policzkach potoczyły się łzy, zaszkliły się oczy zgromadzonych osób, bo nieczęsto słyszy się jak żałośnie i z głębi swej duszy córka żegna ojca. Jak mówi o miłości i łączących ją z nim więzach. Jak mówi o wielkiej tęsknocie, która już jej nigdy nie opuści.
Podobnie mówił Łukasz Zaranek, bardziej jak przyjaciel niż formalny przewodniczący rady miejskiej. Wzruszony do głębi opowiadał o życiu Romana Szuberskiego i to życiu tak barwnym, różnorodnym i pracowitym, że mógłby nim obdarzyć pewnie parę osób. Było w tym opowiadaniu o pracy Romana Szuberskiego, jego rodzinie pasjach i planach. Było słów wiele o tym, jak ważnym dla burmistrza był każdy człowiek i z jak wielką estymą podchodził do każdego dzieła. Burmistrz Roman Szuberski nie tylko pracował dla ludzi, ale i służył im. Służył jak żołnierz, któremu powierzono wielki, ważny obowiązek i który wie, że musi go wypełnić do końca.
Inni mówcy wspominali jego pasje, wśród których było wędkarstwo, a łowił on od półwiecza. Właśnie czekał na wiosnę, by wyruszyć nad jedno z rogozińskich jezior, o które dbał i które tak sobie cenił.
Otaczał go powszechny szacunek, czego dowody dostawał nierzadko. Zarząd wojewódzki OSP odznaczył go właśnie specjalną odznaką. Niestety, nie zdążono jej wręczyć, odznakę przyjęła więc żona Barbara.
Starosta Zofia Kotecka, wspominając swoją znajomość i współpracę z burmistrzem Rogoźna przyznała, że był to dla niej zaszczyt.
Gdy już każdy powiedział to co miał do powiedzenia, katafalk z trumną pokryło morze kwiatów.
Dopiero teraz witano się i żegnano, teraz padały słowa, których nie wypadało używać przed spełnieniem wielkiego obowiązku, jakim było pożegnanie swojego burmistrza. Obecny na pogrzebie burmistrz Obornik Tomasz Szrama zauważył, że był to pierwszy znany mu przypadek, aby burmistrz odszedł w czasie pełnienia swej służby.