OBORNIKI. O wybuchu na ul. Młyńskiej pisaliśmy obszernie w dwóch poprzednich numerach. Do wybuchu jak ustaliła policja doszło na skutek wycieku gazu z butli gazowej a pierwsza iskra, która spowodowała wybuch pochodziła od zapalonego papierosa. Eksplozja zrujnowała połowę budynku i sprawiła, że cztery obornickie rodziny znalazły się na bruku.
Najbardziej ucierpiał w całym zajściu Jan Smela, lokator mieszkania w którym doszło do wybuchu. – Wieczorem poszedłem do sklepu po papierosy. Gdy wróciłem usiadłem na kanapie i zapaliłem papierosa. Wtedy doszło do wybuchu – tłumaczył nam Smela. Jednocześnie zaprzeczył, że w mieszkaniu znajdowały się inne oprócz niego osoby, jak wcześniej podawały służby.
Smela kwestionuje oficjalną przyczynę wybuchu. Jak nam tłumaczył, sam pracował zawodowo przez lata przy butlach gazowych. Zdawał sobie sprawę z tego, do jakich zniszczeń jest zdolny ulatniający się gaz i zawsze uważał podczas podłączania butli. – Jak wszedłem do domu nie czułem gazu. Dla mnie ten wybuch jest zagadką – tłumaczył. Smela miał oparzenie na twarzy i rękach. Tydzień spędził w obornickim szpitalu.
Urząd miasta zadbał o poszkodowanych w wybuchu, organizując dla nich miejsca w hotelu i zapewniając o znalezieniu mieszkań zastępczych w najbliższej przyszłości. Smela jednak uważa, że został pozostawiony samemu sobie. – Jak wyszedłem ze szpitala nikt nie zapewnił mi miejsca w domu zastępczym lub hotelu. Z domu zniknęły wszelkie moje oszczędności. Nie mam pojęcia, kto je zabrał. Mebli również nie ma. Zabrało je PGKiM. Zostałem pozostawiony samemu sobie.
Zniknięcie różnych przedmiotów i pieniędzy może wiązać się z szabrownikami, którzy grasowali przez ostatni tydzień w tym, co pozostało z budynku. Było ich wielu, a straż miejska, która podczas patrolów zwracał uwagę na zniszczony budynek, złapała złodziei.
W nocy z piątku na sobotę podczas rutynowego patrolu strażnicy zauważyli światło latarek na ul. Młyńskiej. Funkcjonariusze pozostawili samochód za zakrętem i po cichu podkradli się do ruin budynku. Otoczyli szabrowników a następnie złapali ich na gorącym uczynku.
Złodziejami okazali się dwaj bracia pochodzący z jednej z wsi pod Obornikami. Zostali przewiezieni na komendę policji, gdzie usłyszeli zarzuty.