OBORNIKI. Zakończenie ostatniej przed wakacjami sesji rady miejskiej Obornik przejdzie do historii jako widowisko wyjątkowo niesmaczne. Radny Witold Żółć zaatakował w bardzo niewybredny sposób przewodniczącego Piotra Desperaka, a także burmistrz Annę Rydzewską.
Frustracja radnego Żółcia wyraźnie narasta. Przegrał zdecydowanie wybory na burmistrza z Rydzewską. Starał się usilnie o fotel przewodniczącego rady miejskiej, a nawet w nim zasiadł, niestety na bardzo krótko. Poddawał krytyce zarządzanie gminy przez Rydzeską, finansowanie, inwestycje lub ich wykonanie. To jednak nie znajdowało oczekiwanej reakcji społecznej. Wreszcie sprzymierzona z nim opozycja zaczęła słać skargi do wszelkich organizacji kontrolnych, ale i to także okazało się nieskuteczne. Większość skarg odrzucono od razu, a kilka doniesień spowodowało kontrole w urzędzie miejskim. Właśnie niedawno skończyła się ostatnia z nich i wypadła, jak poprzednie, znakomicie. Czy to badanie wydatków, czy wykorzystania środków pomocowych i dotacji kończyły zapisy w rodzaju „bardzo dobrze, bez zastrzeżeń”.
To wszystko powodowało coraz większą frustrację u radnego Żółcia, który najwyraźniej nie zrezygnował jeszcze z marzeń o fotelu burmistrza. Fotel ten jest jednak wciąż obsadzony i na dzień dzisiejszy nie ma ani jednego powodu, aby Anna Rydzewska nie sięgnęła znów po reelekcję. Jej siłą jest między innymi stworzenie wokół swego urzędu dobrze współpracującego zespołu. Tego W.Żółć nie może znieść chyba najbardziej.
Gdy ubiegłotygodniowa sesja dobiegała końca, Żółć poprosił o głos, aby rzucić w stronę przewodniczącego rady: mniej ostentacji w służalczości wobec burmistrzów. Nie służysz burmistrzom, ale społeczeństwu.
Piotr Desperak odparł ze spokojem: jesteśmy z jednego ugrupowania, więc mamy wspólne zdanie. Do wyborów szliśmy z takimi samymi propozycjami, a teraz je wspólnie realizujemy i nie powinno to nikogo dziwić. Po chwili ciszy dodał: pan swego czasu współpracował z byłymi burmistrzami i jakoś to panu nie przeszkadzało.
Po krótkiej wymianie zdań w podobnej tonacji, Anna Rydzewska włączyła się ze słowami: może pan radny Żółć pozwoli nam spełniać swą rolę wobec społeczeństwa, a nie opluwa jedynie burmistrza, tylko też służy temu społeczeństwu. Ataki na każdego, kto się zemną zgadza, to poziom do którego się nigdy nie zniżę.
To jeszcze bardziej rozsierdziło Witolda Żółcia, który zawołał: burmistrz nie jest od tego, by wygłaszać opinię. Jest na sesji tylko gościem. Po tych słowach Rydzewska opuściła salę sesyjną.
Piotr Desperak nadal całkiem spokojnie powiedział w kierunku Witolda Żółcia: jeśli kolega radny tak traktuje swoich gości również w domu, to serdecznie im współczuję.
Żółcia zamurowało na chwilę, wtedy o glos poprosił Andrzej Ilski. Chcąc zapewne uciąć tę nieprzyjemną wymianą zdań rzekł: przecież i tak nie zostaniesz burmistrzem. Witold Żółć spuścił głowę oraz ton, by po chwili smutno bąknąć: pewnie tak. Gdy i on wychodził z sali, radny Andrzej Ilski kontynuował: mam tu statut i wynika z niego, że burmistrz wcale nie jest żadnym gościem na sesji a ustawodawca wyznaczył mu tam ważną rolę. Tu wymienił paragrafy i artykuły a na koniec rzekł: warto by było, żeby kolega się tego nauczył na pamięć.
Ten niemiły akcent zakończył ostatnią przed wakacjami sesję rady miejskiej Obornik. Należy mieć nadzieję, że po wakacjach wypoczęci radni obu ugrupowań podejmą wreszcie jakąś współpracę. Nikt nie neguje ważnej roli opozycji. Jednak nie zwalnia jej to z utrzymywania pewnego poziomu, poniżej którego zejść się nie godzi.