POWIAT OBORNICKI. Pewna mieszkanka Obornik szukała gdzie tylko mogła, ratunku dla swego chorego na raka męża. W ten sposób trafiła na jedno z wielu spotkań, podczas których przy „darmowym” obiedzie sprzedawane są przeróżne „cudowne produkty”. Podczas pokazu przekonano ją o potrzebie kupna bioenergetyzatora, który męża uzdrowi, specjalnej herbaty Inków lub Azteków, która go wzmocni i dwóch butelek rewelacyjnego oleju, który wzmoże jego odporność na przyszłość.
Rachunek był taki: bioenergetyzator z bateryjką – 4800, olej po tysiąc złotych za butelkę i za jedyne 200 dla równego rachunku paczka indiańskiej herbaty. Zdesperowana chorobą męża kobieta podpisała podsunięte jej dokumenty zakupu i kredytu na ów zakup. Dopiero podczas rozmowy z lekarzem i paroma osobami światłymi działania zakupionych „cudów” zażądała przyjęcia ich ma powrót przez sprzedawcę z jednoczesnym zwrotem pieniędzy, gdyż niczego nie leczyły. Byłoby to bardzo trudne, gdyby nie pomoc powiatowego rzecznika konsumentów, Urszuli Bak.
Pani Urszula wykazała sprzedawcy wady zawartej transakcji, wskazała też na konkretne zapisy prawa konsumenckiego i udało się odzyskać znaczną część wydatków. – Miałabym więcej satysfakcji z udzielonej kobiecie pomocy, gdyby nie smutny fakt, że dwa dni po odzyskaniu przez nią pieniędzy jej mąż zmarł.
Nie ma chyba dnia, aby ktoś z mieszkańców powiatu nie dostał zaproszenia na obiad z prezentacją bardzo praktycznych przedmiotów, wycieczki za darmo połączonej z pokazem różności czy zaproszenia na wystąp estradowy ze sprzedażą okazyjną. Są zaproszenia na darmowe badania różnych części ciała i degustację z demonstracją.
Warto pamiętać, że nam ma na świecie darmowych obiadów. Za każdy ktoś musi zapłacić. Płacą najczęściej naiwni.
Naiwnych można też wyłowić telefonicznie. Specjalizuje się w tym jedna ze stacji telewizyjnych. Potencjalnych odbiorców namawia telefonicznie do przejścia do nowszej wersji owej telewizji gwarantując więcej programów i lepszą jakość. By ułatwić klientowi decyzję zmiany operatora telewizyjnego proponuje mu się zawarcie umowy na odległość, z której abonent będzie się mógł wycofać w terminie 10 dni, jeżeli tylko tego zechce.
Gdy jeden z obornickich abonentów postanowił to sprawdzić, szybko się zorientował, że na przejściu stracił ulubione programy a jakość się pogorszyła. Postanowił skorzystać z 10 dniowej próby, ale tu się okazało, że już nie może, bo owa telewizja włączyła mu obraz co wyklucza odstąpienie od umowy. On nie miał na to wpływu, więc wpadł w pułapkę. Zerwanie umowy zagrożone jest 1000 złotową karą.
– Nic się nie da w tej sytuacji już zrobić. Trzeba płakać i płacić – mówi rzecznik konsumentów i radzi – nie warto zawierać takich umów na odległość. Rozsądniej jest w podobnej sytuacji zażądać przesłania wzoru umowy, dokładnie ją przeczytać i dopiero potem podjąć decyzję.
W sprawie umów zawieranych poza lokalem sprzedawcy Urszula Bak interweniowała tylko w ubiegłym roku 50 razy. Skutek był najczęściej negatywny, bo wina była kupującego. Dwukrotnie rzecznik wytoczyła powództwo przeciwko wykonawcy umowy. Raz wygrała, bo źle wykonano pracę. Innym razem źle wykonano umowę dotyczącą odpowiedzialności cywilnej.
Rzecznik podaje przykład dawnego „pobieraczka” – Sporo się namnożyło kłopotów z nową formą udostępnienia filmów czy gier przez internet. „Pobieraczek” nazywa się dziś „Plikostrada” i kosztuje. Aby zeń skorzystać trzeba podać swój wiek. Dziecko nierzadko skłamie, że jest pełnoletnie, aby film obejrzeć, a rodzice dziwią się potem skąd aż taki rachunek i nie rozumieją, że dziecko pobierając film zawarło formalną umowę kupna. Zmieniające się przepisy nie zawsze są śledzone przez konsumentów. – Ci nierzadko kupują pod wpływem emocji nieświadomi tego, że prawo konsumenckie już nie przewiduje zwrotu dobrego przedmiotu do sklepu. Wyjątkiem są duże sieci, gdzie można zwrócić towar lub jego część, ale to ich wewnętrzne przepisy – zauważa pani rzecznik.
Na szczęście świadomych konsumentów przybywa. W ubiegłym roku spadła ilość spraw prowadzonych przez powiatowego rzecznika konsumentów o 14%. Mimo to Urszula Bak ma i tak wciąż ręce pełne roboty. Dobrą wiadomością jest to, że zna się na tym co robi jak mało kto. Jest rzecznikiem od trzynastu lat i co ważne, lubi tę pracę i cieszy się, gdy może komuś pomóc.