OCIESZYN. Na polu jednego z rolników w Ocieszynie od ponad tygodnia stał samochód marki Opel Astra. Nie wiadomo skąd się tam wziął. Pewnego dnia wyjeżdżający do pracy mieszkańcy Ocieszyna zauważyli auto na polu w pobliżu drogi. Następnego dnia pojazd znajdował się w tym samym miejscu i przez kilka następnych nie poruszył się o jeden centymetr.
Zmieniło się to w poniedziałek 7 października. Około godz. 3 w nocy samochód ciężarowy należący do pewnej obornickiej firmy wyjechał z bazy kierując się na Poznań. Kierowca był trochę zaspany. Pobudka o drugiej w nocy nie służyła jego nerwom. Wyjeżdżając z Bogdanową szosą krajową w stronę Poznania zauważył ognistą łunę na drodze. Pomyślał, że z powodu braku snu zbiera mu się na halucynacje. Przeciwdziałając zmęczeniu zanurzył usta w kawie kupionej na stacji benzynowej. Pomimo kofeiny w żyłach, jasny punkt na drodze nie zniknął sprzed jego oczu. Na wszelki wypadek kierowca zredukował prędkość.
Gdy dojechał w pobliże wiaduktu w Ocieszynie zobaczył, że na środku szosy pali się samochód. Mężczyzna wybiegł z ciężarówki i podbiegł do płonącego samochodu. W środku nie było nikogo. Krzyknął, ale nikt nie odpowiadał. Wezwał więc straż pożarną.
Zastęp straży pożarnej szybko przyjechał do Ocieszyna. W kilka minut strażacy uporali się z pożarem. Przewiezienie resztek samochodu na parking zabrało następną godzinę.
Śledztwo w sprawie samochodu przejęła obornicka policja. To, że doszło do podpalenie, jest niezaprzeczalne. Śledczy na początku skłaniali się do hipotezy, że była do próba wyłudzenia pieniędzy z ubezpieczalni, jednak szybko odstąpili od niej. Śledztwo wykazało, że samochód stał na pobliskim polu w Ocieszynie od dłuższego czasu. Ktoś musiał go przeciągnąć z pola na środek szosy a potem podpalić.
Podejrzenia padły na pobliskich rolników, którzy nie chcieli samochodu na ich polach. Złomowanie byłoby kosztowne, nie mówiąc już o problemach ze znalezieniem właściciela pojazdu. Ta i inne hipotezy zostaną jeszcze zweryfikowane przez śledczych.