OBORNIKI. Po wymianie obelisku i nazwy w obornickiego Parku Niepodległości zielona duma miasta miała co najwyżej pięć minut świetności. Potem było gorzej, a potem jeszcze gorzej.
Łyse polany zamiast trawników. Nawet, jeżeli gdzieś jeszcze jest trawa, to nie widziała w tym roku kosiarki. Na tle zaniedbanych drzew z suchymi gałęziami widać martwe kikuty drzew, które już dawno uschły. Przepełnione kosze na śmieci, pobazgrane ławki.
Na ziemi walające się śmieci, butelki, a nawet części garderoby. Widoczek okrasza spora kępa tui, najpierw zamordowanych suszą i brakiem opieki, a potem wypalona przez jakiegoś wandala. Gdy tuje spłonęły, pod ich kikutami wyłoniły się dziesiątki butelek. Park sąsiaduje z drogą krajową i znajduje się obok centrum Obornik.
Chluby miastu z pewnością nie przynosi, wstyd z całą pewnością.
Burmistrz przekazał opiekę nad parkiem spółce gminnej, ta miała być nadzorowana przez miejskie służby. Jak to czynią, to widać na pierwszy rzut oka.
Co jakiś czas pojawiają się z w parku sprzątacze z workami, jednak bez pił, sekatorów czy kosiarek i bez żadnych umiejętności ni ochoty do opieki nad zielenią.
Gdy o stanie parku powiadomiliśmy burmistrza Tomasza Szramę, ten nie krył zaskoczenia, ni degustacji faktem, że straż miejska o pożarze tui nawet go nie poinformowała.
Ruszył osobiście obejrzeć stan parku i obiecał „zachęcić” podległe mu służby do działania, by wstydu miastu choć trochę umniejszyć.
Byłoby dobrze, bo kwitnące w parku obficie bzy zachęcają do wypoczynku, lecz jego stan upadku i zaniedbania już nie zachęca.