OBORNIKI. Wielokrotnie pisaliśmy już na naszych łamach o nieskrywanej niechęci urzędników starostwa powiatowego wobec urzędników urzędu miejskiego. Konflikt ma podłoże polityczno-obyczajowe, a jego przykłady możemy mnożyć bez końca.
To co się jednak zdarzyło w ubiegły piątek, zaskoczyło nawet nas swą małostkowością i co by nie rzec, głupotą.
Z urzędu miejskiego wysłano urzędnika do obornickiego starostwa z wnioskiem o pozwolenie na budowę. Wniosek był wypełniony prawidłowo, a w jednej z trzech rubryk o nazwie „inwestor” wpisano „Urząd Miejski w Obornikach”. Dokument przyjęła pani Danuta Wojtkowiak. Obejrzała go dokładnie i nagle stwierdziła: po „Urząd Miejski W Obornikach” musi być kropka, by nikt już niczego nie mógł dopisać.
Gminny urzędnik nie krył zaskoczenia. Zapewnił, że nikt niczego tam nie dopisze i to nie tylko za sprawą jakiejś kropki, a dlatego, że inwestor jest jeden.
Pani Danuta uparła się: kropka być musi i koniec. Urzędnikowi nie chciało się dłużej dyskutować, więc wyjął długopis, by ową kropkę postawić. – Pan nie może tego zrobić, bo kropka nie byłaby oryginalna – rzekła wysoka urzędniczka starostwa i kazała mu… wrócić po kropkę do swego naczelnika, bo tylko jego kropka jest oryginalna.
Urzędnik wrócił, wyjaśnił i gdy ucichły śmiechy, podał długopis naczelnikowi Jackowi Glapiakowi, a ten postawił „oryginalną” kropkę.
Pani Danuta ma u nas już pewne zwycięstwo w konkurencji „głupota roku”. Mimo, że to dopiero sierpień, „takiego czegoś” już przecież nikt nie pobije.