DĄBRÓWKA LEŚNA. Pewien niemłody i dość schorowany mieszkaniec Dąbrówki Leśnej mieszka po rozstaniu ze swą konkubiną całkiem samotnie. Zaproponował żonie siostrzeńca, by go doglądała. Kobieta miała dbać o dom, robić sprawunki i gotować.
Ustalili wynagrodzenie mające satysfakcjonować obie strony. Początkowo było dobrze. Miał wyrękę i opiekę. Cieszyło go to, że po domu krząta się ktoś z rodziny, a nie obca osoba. Sielanka nie trwała długo. Mężczyzna zauważył, że zaczynają mu ginąć drobne (jak dla niego) kwoty. – Raz to była setka innym razem dwie – opowiadał nam wyjaśniając, że nie robił z tego problemu. Raz to nie ufając własnej pamięci, innym razem kładąc to na karb pilnej potrzeby jego opiekunki.
Gdy jednak zginął mu złoty sygnet, podniósł alarm. Wygarnął opiekunce co o tym myśli, ale ona się wszystkiego wyparła. Sugerował, że może jej syn go zabrał, bo kręcił się po domu i brał do ręki wszystko co się świeci. Nadal się nie przyznawała, ale obiecała nazajutrz solidnie poszukać zguby.
Jak obiecała tak też znalazła. Sygnet leżał na szafce w szklance do której on go nigdy nie kładł. Machną ręką na całą sprawę, ale baczniej sprawdzał gotówkę. Nadal ginęły mu małe kwoty, a czasem znikał też większy banknot. Jednocześnie jej syn, 13-latek z niezamożnej rodziny ubierał się coraz lepiej i nie żałował sobie na markowe papierosy oraz inne „przyjemności”. Gdy zwrócił na to uwagę siostrzeńcowi, ten go ofuknął zły, że widać syn potrafi sobie dorobić, a wujowi nic do tego.
Wówczas to postanowił zrezygnować z kosztownej opieki, lecz nie od razu. Wybierał się tej zimy w dawno planowaną podróż i chciał, aby ktoś zajmował się w tym czasie domem. Załatwił wizę, wyrobił paszport. Pobrał z banku 5000 złotych, aby mieć gotówkę na wyjazd. Zostały ostatnie formalności, więc rankiem wyjechał do Szamotuł. Załatwił tam swą sprawę i wrócił do domu.
Jednak od drzwi stał się dziwnie niespokojny. Czuł, jakby ktoś był niedawno w jego w domu. Tknięty złym przeczuciem sięgnął do szufladki w kuchennej szafce i zauważył, że koperta z gotówką jest nieco inaczej zamknięta. Po chwili wiedział już, że brak w niej trzech i pół tysiąca złotych.
Poprosił o rozmowę swą opiekunkę, jedyną osobę, która miała prócz niego klucz do domu. Ta o niczym nie wiedziała a nawet oburzyło ją podejrzenie o kradzież. Mieszkaniec Dąbrówki nie mógł odłożyć już podróży, która okazała się znacznie droższa, niż zaplanował.
Rzecz całą opowiedział na policji i czeka na finał. Najbardziej go boli, że okradła go osoba, której tak bardzo ufał.