ROGOŹNO. Głównym tematem obrad sesji rady miejskiej Rogoźna było omówienie aktualnego stanu rolnictwa w gminie. Najczęściej padającymi słowami były: Drogo i podwyżki.
Pierwszą mówczynią była Nina Bartol, główny specjalista ds. ekonomiki z Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, dla której żadne aspekty dotyczące cen płodów rolnych czy środków do ich uzyskania oraz wszelkich wydatków nie mają tajemnic.
Pani Nina rozpoczęła od tematu wniosków suszowych. Jest z nimi wielka bieda, bo te zgłoszone dotąd zostały szybko odrzucone. Były też wnioski składane przez rolników, a dotyczące strat na chorobie trzody – ASF. Odszkodowania w tych przypadkach owszem były, ale bardzo niskie, bo niska jest też cena żywca. Niektórzy z hodowców nie dostali zupełnie nic.
Były też nabory odszkodowań covidowych, ale i tu rewelacji nie było. Pocieszyła, że są też różne programy pomocowe, choć i tu nie ma się co spodziewać znaczącego wsparcia.
Wspomniała o nowościach. – Obecnie omacnicę prosowiankę (Ostrinia nubilalis – dop. red.) tępi się przy pomocy dronów, które wyrzucają żywe kruszynki, niszczące omacnicę, bo kruszynka jest jej wrogiem. Taką usługę można sobie zamówić.
Na koniec dodała: Szykuje się rewolucja w dopłatach dla rolników. Będzie ona niewielka, chyba że rolnik wdroży dodatkowe pakiety. Takie eko-pakiety mogą stać się konicznością, bo coraz mniej stać jest rolników na nawozy i środki ochrony roślin.
Nina Bartol przyznała, że zaistniały wielkie problemy z nawozami. Są one horrendalnie drogie. Ich cena wzrosła z 900 złotych netto do Bóg wie ile, teraz już kilka razy drożej, a będzie gorzej. Za tonę pszenicy kupi się dziś niewiele saletry. Zdrożeją też środki ochrony roślin. Za parę lat ma być 25% gospodarstw ekologicznych. Pani Nina w to nie wierzy, choć przy cenach nawozów rolnicy będą musieli wejść w ekologię.
Miejsce Niny Bartol zajęła na mównicy Powiatowy Lekarz Weterynarii Katarzyna Wesołowska, aby powiedzieć o chorobach zwierząt.
Na terenie gminy Rogoźno odnotowano 27 padnięć przeżuwaczy. Rosną obawy o zjadliwą grypę ptactwa, bo jest na terenie ziemi rogozińskiej wiele ferm i jest potrzeba bioasekuracji.
Gmina jest obecnie w strefie różowej. Odbyły się 63 kontrole na 123 stada. Kilkanaście gospodarstw zrezygnowało z prowadzenia trzody chlewnej. Można starać się o opłotowanie ferm i to na razie tyle.
Janusz Fusiński z Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa mówił dla odmiany o ochronie roślin: Niedługo nie będzie już czego stosować, bo ceny ochrony roślin poszybowały tak w górę, że trzeba się będzie cofnąć do średniowiecza i używać wyciągów z pokrzyw lub żab. Ponadto wycofywane są niektóre środki ochrony roślin, nad którą to ochronną już wiszą czarne chmury.
Rzepaki we Francji nie obrodziły, bo były eko i ceny oleju poszły w górę. Rozwija się więc zamiennie produkcja biopreparatów. Jednym z takich producentów jest podobornicka firma Sumin. Ich produkcja najwyżej wystarczy na 10 kapust czy dwie jabłonki.
Wycofywany jest preparat Topsin, znany i skuteczny od 50 lat.
Tu pan Janusz wymienił też wiele innych. Wycofa się też z rynku Rundap, bo jest rakotwórczy. – Cofamy się o dobre 50 lat. Śmietka niszczy rzepak, a rolnik nie ma czym z nią walczyć.
Pod koniec podał, że w gminie Rogoźno jest jeden poważny producent ziemniaków, ale ma u siebie bakteriozę i kwarantannę.
Przy okazji zwalczania szkodników wytruto też pszczoły. Sprawy są w sądach.
Wśród powodów takich zdarzeń jest według pana Janusza: Brak szkoleń i kontroli opryskiwaczy, bo na czas pandemii są zwolnienia.
Słuchając informacji o problemach rolników i plantatorów z produkcją roślinną oraz zwierzęcą, słysząc o rosnących niebotycznie kosztach i ograniczeniach można było łzę uronić nad losem rolnika. Łzę owszem uronić trzeba, ale nad losem konsumentów, bo w ostatecznym rozrachunku to na nich spada ciężar rosnących cen za żywność.
Aby zrozumieć, co wynika z wystąpień powiatowych specjalistów od roślin i zwierząt, wystarczy wejść do spożywczego albo odwiedzić ryneczek.