ŁUKOWO. Klasycystyczny pałac w Łukowie wybudowany na początku XIX w. dla Grabowskich, przebudowany w 1877 r. dla Martinich trójkątnie zwieńczony ryzalitem z płaskim dachem czterospadowym ma nie tylko ciekawe rozwiązania architektoniczne, ale i ciekawa historię. Z tablicy umieszczonej w roku 1955 na frontowej ścianie pałacu dowiadujemy się o pobycie tam Adama Mickiewicza. Mieszkał tam też jego brat Franciszek, żołnierz Powstania Listopadowego. W pałacu gościli Stefan Garczyński i Wincenty Pol czy Włodzimierz Bonawentura Krzyżanowski, generał amerykański, uczestnik wojny secesyjnej i pierwszy gubernator Alaski.
Niestety, brak solidnego gospodarza doprowadził pałac do stanu wymagającego natychmiastowego remontu, a na ten gmina oborniki nie ma środków. Próby sprzedaży pałacu spełzły na niczym, a wobec braku ofert na jego kupno burmistrz Tomasz Szrama przeszedł do bezpośrednich negocjacji z potencjalnymi kupcami. Jest ich formalnie dwóch, jeden autentyczny i drugi nieco wirtualny, bo może by kupił, ale na razie o tym nie rozmawia.
Negocjacje zaplanowano na ubiegły tydzień, ale trudno tu mówić o jakichś negocjacjach, skoro rada miejska ustaliła cenę minimalną na poziomie 400 tysięcy, a kupujący nie chce dać więcej niż jedną czwartą tej kwoty. Skoro nie było czego negocjować, burmistrz postanowił wstrzymać się z dalszą przeceną pałacu, a zająć się dalszym opróżnianiem go z lokatorów, by łatwiej go potem było można sprzedać. Z siedmiu mieszkających tam jeszcze niedawno rodzin wyprowadzono do innych lokali cztery, a trzy czekają na swoją kolej. Tu też jest pewien problem, bo jeden z mieszkańców pałacu zażądał od gminy w zamian za zajmowany lokal mieszkania minimum 100 metrowego. W pałacu miał przestrzeń – jak twierdzi – to dlaczego miałby się teraz ograniczać.
Tomasz Szrama chce jeszcze ze sprzedażą poczekać, bo konserwator zabytków prześledziwszy starania gminy w znalezieniu pałacowi nowego gospodarza zgodził się prolongować o rok termin rozpoczęcia niezbędnego remontu pod warunkiem, ze gmina zabezpieczy obiekt przed zimą. – To dobre i korzystne rozwiązanie, bo ewentualny remont pochłonąłby, co najmniej dwa miliony złotych, a odzyskanie takiej kwoty po sprzedaży byłoby rzeczą bardzo trudną o ile w ogóle możliwą – powiedział burmistrz po nieudanych negocjacjach.
Zatem folia na dach, lokatorzy do nowych mieszkań i nadzieja na bardziej hojnego kupca, to plany na najbliższe miesiące.