OBORNIKI. Nim na obornickim Rynku powstanie lokal gier, na który koncesję dostała niegdyś firma Admirał, w innej części miasta działa już małe Las Vegas. Właściciel znanej restauracji wynajął salkę w przyziemiu, a wynajmujący ustawił tam na początek cztery automaty do gry. Kolejne cztery staną już niebawem. Zajrzeliśmy tam pewnego popołudnia. W salce było trzech mężczyzn narodowości romskiej i kilku młodzieńców z pobliskiego osiedla.
Jednym się szczęści, innym mniej. Młody człowiek, który niedawno wrócił z Irlandii przegrał ponad tysiąc złotych, zanim oświadczył – na dziś koniec, bo nie mam szczęścia. Potem obiecał – wrócę tu jutro. – To jeszcze nic – zapewnił nas jeden z bywalców salonu. – Bywa, że młodzi z miasta tracą tu po dwa, trzy tysiące złotych w jeden wieczór. Są też nieliczni, co wygrywają, ale trzeba mieć silną wolę.
Trzech Romów ją ma. Grają spokojnie, za niewielkie stawki. Bardziej dla zabawy, niż dla zysku. Próbują szczęścia w grze na automatach również i starsi. Prawie każdy wierzy w to, że chociaż raz w życiu fortuna się do niego uśmiechnie. Dlaczego nie ma się uśmiechnąć właśnie w Obornikach?