OBORNIKI. Podczas przedwakacyjnej sesji rady powiatu radny Paweł Bździak zapytał naczelnik wydziału ochrony środowiska Ewę Durasiewicz o drzewa przy drodze powiatowej. Ta jednak zamiast odpowiedzieć, zaatakowała nieobecnego na sali wiceburmistrza Obornik Bogdana Bukowskiego. Twierdziła, jakoby miał doprowadzić do zniszczenia drzew rosnących wzdłuż ulicy Piłsudskiego i alei dębów czerwonych wzdłuż ulicy Staszica. W jej ocenie drzewa wyglądają teraz jak szubienice.
Gdy się o tym wiceburmistrz dowiedział, przybył na kolejną sesję, aby wyjaśnić problem. Zaczął od słów: w związku z wypowiedzią pani Ewy Durasiewicz odnośnie „przycinki drzew na terenie gminy Oborniki" oświadczam, że zabiegi pielęgnacyjne przeprowadzone w okresie zimowym w zadrzewieniach przyulicznych na terenie miasta Oborniki, wykonane zostały przez firmę „Trak – profesjonalna pielęgnacja zadrzewienia" z siedzibą w Czarnkowie, cieszącą się nieposzlakowaną opinią wyrażoną w listach referencyjnych poprzednich zleceniodawców oraz wieloletnią praktyką zawodową i doświadczeniem popartym wykształceniem z zakresu leśnictwa i ogrodnictwa osób w niej zatrudnionych. Podjęcie decyzji o przeprowadzeniu cięć pielęgnacyjnych w zadrzewieniach przyulicznych wynikało przede wszystkim z ciążącym na nas publicznoprawnym obowiązku zakładania i utrzymywania należytym stanie terenów zieleni i zadrzewień. Pod tym pojęciem rozumieć należy między innymi kompromis pomiędzy ciągłością istnienia drzew w pasach drogowych, a zapewnieniem bezpieczeństwa uczestnikom ruchu drogowego. Pragnę zauważyć, że zabiegi pielęgnacyjne nie były przeprowadzane w naszym mieście nigdy i dalsze ich niepodejmowanie prowadziło by tylko do jeszcze większych zaniedbań i zagrożeń. Dobrze przeprowadzone zabiegi pielęgnacyjne postrzegane są jako zabiegi mające na celu odmłodzenie drzewa. Jakość wykonanych zabiegów zweryfikowana i oceniona została przez dr Ferdynanda Szafrańskiego, byłego wojewódzkiego konserwatora przyrody. Wynik tej oceny był bardzo pozytywny.
Następnie Bukowski wytknął Ewie Durasiewicz między innymi wieloletnie hamowanie przebudowy jazu na Wełnie oraz wstrzymywanie przebudowy skarpy w miejscu, gdzie Wełna uchodzi do Warty. Miał jej za złe niewłaściwe podejście do dobra przyrody w powiecie, a szczególnie w gminie Oborniki. Na koniec stwierdził, iż jest ona największym szkodnikiem przyrody numer jeden w powiecie obornickim.
Ewa Durasiewicz broniła się tłumacząc, że może i pochopnie wspomniała o „szubienicach” oraz pytała Bogdana Bukowskiego czy czuł by się komfortowo, gdyby mu obcięto wszystkiego po jednej trzeciej. Niezbyt zręcznie posłużyła się przykładem swej pracownicy, która ma tylko jedno płuco i wciąż źle się czuje.
Potem Durasiewicz opowiedziała radnym o aparatach szparkowych i fotosyntezie oraz pobieraniu korzeniowym. Twierdziła, że wiceburmistrz bez skóry miałby znaczne utrudnienie w życiu, a za jego sprawą na drzewach zostało tylko po kilkanaście liści! Gdy skończyła, radni odetchnęli a przewodniczący Andrzej Okpisz podążył ku zakończeniu sporu pomiędzy naczelnik Ewą Durasiewicz a wiceburmistrzem Bukowskim.
Komentując ów spór możemy rzec tylko, że w demokratycznym państwie każdy ma prawo do wypowiedzi. By się przekonać jak jest z drzewami naprawdę, wystarczy przechodząc ulicami Piłsudskiego, Staszica i podnieść nieco głowę do góry, popatrzeć na zielone korony. Wszak do kilkunastu każdy z nas policzy.