OBORNIKI. Jeszcze niedawno stanęła cała komunikacja miejska i był to iście sądny tydzień dla podróżnych z Obornik i gminy. Burmistrz szybko opanował krytyczną sytuacje i zawarł nową umowę z nowym przewoźnikiem a przedstawiciel owego przewoźnika długo i pięknie opowiadał o niespożytym wprost potencjale swojej spółki.
Arriva przysłała do Obornik na razie to co miała, a odpowiedzialni w spółce za tabor ruszyli na zakupy. Do Obornik dotarła nowa niemiecko czeska Setra a kolejne miały być już, już w drodze.
Czekając na wymianę wysłużonego taboru, odpowiedzialny za komunikację Piotr Woszczyk, pracował od końca lata do teraz na dwóch etatach – płatnym jako wiceburmistrz i bezpłatnym jako starszy zawiadowca ruchem starych autobusów. Widywano go popołudniami na dworcu, podczas interwencji w różnych miejscach gminy, wisiał wciąż na telefonie a w skrajnych przypadkach bywało, że sam kogoś gdzieś powoził.
Władze spółki pocieszały, że nowe pojazdy są już tuż, tuż – aż wreszcie nadszedł miniony czwartek i ogłoszona w całym kraju wielka akcja policji sprawdzającej stan ciężarówek i autobusów. Pobłażliwi jak dotąd dla komunikacji miejskiej oborniccy policjanci musieli tym razem zareagować na łyse opony, niebezpieczne systemy kierownicze i niesprawne układy hamulcowe autobusów.
W aż sześciu przypadkach mundurowi zatrzymali dowody rejestracyjne. Kilku kierowców ostrzegli, pouczyli i odesłali na warsztat. Stan techniczny tych pojazdów niemal bowiem wykluczał dalszą jazdę. Komunikacja niemal stanęła, wiceburmistrz Piotr Woszczyk poinformował o wszystkim zarząd spółki, żądając wymiany leciwych autobusów na sprawne technicznie i zgodne z zawartą umową.
W spółce zaczął się popłoch. Jej pracownicy ruszyli w panice na poszukiwanie pojazdów zastępczych. Jeden autobus niemal „zdjęli” z ulicy – z Torunia. Przyprowadzili dwa „chore” pojazdy – jeden wypożyczyli od prywatnego przewoźnika, wygrzebali też gdzieś dwa malutkie busy a jeszcze parę pojazdów „wydobyli gdzieś niemal spod ziemi”.
W piśmie, do którego dotarła nasza redakcja, a przesłanym expresem przez władze Obornik do zarządu spółki Arriva, można przeczytać: Z ogromnym rozczarowaniem przyjąłem informację dotyczącą wczorajszych wydarzeń, które dotyczyły wyłączenia z ruchu aż sześciu pojazdów funkcjonujących w komunikacji w Obornikach! Chciałoby się zapytać: czy kiedyś się to skończy? Każdy dzień to gigantyczne ryzyko awarii, braku autobusu, wreszcie wczorajszy „czarny czwartek” spowodował kolejną lawinę skarg i wyzwisk pod adresem władz gminy, czemu oczywiście nie można się dziwić. Najgorsze jest to, że jesteśmy na końcu „okresu przejściowego” i każdy dzień przynosi coraz gorszą sytuację! Tak dalej być nie może! Podpisując z Państwem umowę, mieliśmy świadomość działań awaryjnych, stąd ogromne ustępstwa w stosunku do przewoźnika, jednak gdy Arriva wystartowała mieliśmy nadzieję na sprawną realizację kontraktu. No ale to, co obsługuje naszą gminę spowodowało sytuację, która musiała się zdarzyć, bo nie można funkcjonować na „niby sprzęcie” przez tak długi czas! Rozumiem wyjaśnienia i „przejściowe kłopoty”, także personalne, jednak gra toczy się o bezpieczeństwo pasażerów w ogóle i realizację planów przewozowych. W sytuacji, gdy wypada jeden kurs można jeszcze zrozumieć, ale jest to prawdziwa lawina. Liczba skarg i moich interwencji osiągnęła apogeum. Nasuwa się kilka pytań: Czy firma Arriva istotnie dotrwa w realizacji kontraktu i zamierza go kontynuować? Czy nadal będę zwodzony jadącymi autobusami, których nie było i nie ma? Czy Zarząd traktuje tak inne gminy, czy tylko Gmina Oborniki jest tak postrzegana? Czy sprowadzenie autobusów z Torunia, które ledwo dojechały, by rano pierwszego dnia się zepsuć ma sens? Czy pozostały czas kontraktu będzie obfitował w takie same sytuacje, szczególnie dotkliwe w okresie jesienno-zimowym? Czy istotnie nie można podstawić sprzętu, który zwyczajnie będzie jeździł, a nie stał na bazie zepsuty i bez dowodu rejestracyjnego (nie potrzeba 17-18 autobusów, bo to jest szrot a nie sprzęt nadający się do użytku). Tabor to podstawa, nie da się bez niego funkcjonować.
Pismo było dłuższe, my skupiliśmy się na kwestiach najważniejszych. Zapytaliśmy burmistrza Piotra Woszczyka wprost, dlaczego nie zmieni przewoźnika, skoro ten sobie z kontraktem nie radzi.
Na naszą sugestię zmiany przewoźnika, burmistrz powiedział: O.K. ale na kogo? Nie ma dziś w tej branży silnych podmiotów. Jeden z przewoźników twierdzi, że miałby autobusy, ale brakuje mu kierowców. Inny mówi, że ma kierowców, wiadomym jednak jest, że nie ma odpowiednich autobusów. Niegdysiejsi potentaci na rynku komunikacyjnym tacy jak Arriva od pewnego czasu szorują brzuchem po wynikach finansowych – wyliczył Piotr Woszczyk. O własnej, gminnej firmie transportowej nie ma sensu myśleć, bo koszty jej utworzenia, utrzymania i prowadzenia zjadłyby środki przeznaczone na obornickie inwestycje.
Podobnego zdania jest też wiceburmistrz wyliczając: Trzeba by na początek zakupić tabor, znaleźć i zatrudnić kierowców, wybudować zajezdnię, wyposażyć warsztat i zdobyć mechaników. Potem przyjdzie czas na awarie, szkolenia, wymiany osprzętu, chorobowe, urlopy i podwyżki dla kierowców, a to tylko tak na pierwszy rzut pochłonęłoby potężne miliony, potrzebne gminie na rozwój a nie na przejadanie. Komunikacje gminną trzeba zostawić tym, którzy mają już sprzęt, ludzi i infrastrukturę bo bardziej opłaca się im dopłacić niż samemu ponosić wszystkie koszty.
Co dalej z komunikacją gminną? Musi funkcjonować. Ludzie z zarządu Arrivy muszą zrozumieć, że to jest nie tak, że Oborniki znalazły się w wielkim kłopocie i zgodzą na wszystko, także na stary i niesprawny sprzęt. Gmina Oborniki musi być traktowana poważnie przez Arrivę lub jej następcę.