OBORNIKI. Nie słabną skargi na mały most na Warcie. Jest wąski, drewniany i się trzęsie oraz buja podczas przejazdu samochodem.
To najczęstsze utyskiwania na most o konstrukcji stalowej, łączonej nitami, choć w tym ostatnim przypadku burmistrz Tomasz Szrama wyjaśnia, że martwiłyby się dopiero wówczas, gdyby most stracił swą elastyczność i przestał drżeć podczas przejazdu.
Kto winien takiej a nie innej konstrukcji małego mostu? Nie ma wątpliwości, że niejaki Stalin. Mostek powstał podczas jego rządów, również w Polsce. Prawdopodobnie dlatego mały most starsi kierowcy nazywają czasami „zemstą „Stalina”.
Miała być to jednak konstrukcja tymczasowa, gdy most przemierzały głównie furmanki. Przez długie lata PRL-u nikt nie starał się zastąpić prowizorki czymś bardziej solidnym, bo most w zupełności wystarczał najpopularniejszym wówczas maluchom, a nawet nieco szerszym Polonezom.
Potem zmienił się ustrój i zaczął kryzys, po którym nastąpił owszem rozwój, ale ubożuchnych gmin nie było stać na tak drogie inwestycje jak mosty.
Mały most odmalowano i zainstalowano pod nim dla dekoracji efektowne lampki. Niestety, jakiś drogowy geniusz polecił zastąpić asfalt deskami i zrobiło się gorzej.
Światełko zapaliło się, gdy obecny rząd ogłosił program „Mosty”. Program propagandowo zabrzmiał wręcz pięknie, lecz 99% gmin do niego nie przystąpiło ze względu na brak pieniędzy.
Koszt nowego mostu w przypadku Obornik sięgnąłby około 200 milionów, a rząd obiecał sfinansować do 50% tej kwoty. 100 milionów gmina w swym budżecie na most nigdy nie miała i raczej mieć już nie będzie, zatem o nowym moście nie warto nawet marzyć.
Ruch odbywa się jak może i tylko pan Władysław z osiedla Leśnego nie potrafił się z tym pogodzić, donosząc na burmistrza do prokuratury. Prokurator mając świadomość, że burmistrz mostu nie rozciągnie, śledztwo umorzył. Ustanowienie na małym moście ruchu jednokierunkowego mogłoby spowodować lokalną wojenkę, a do tego nikt nie miał pomysłu czy most otworzyć dla wjeżdżających do Obornik czy lepiej dla wyjeżdżających, a były nawet głosy, by do południa było tak a po popołudniu odwrotnie.
Jedynym, co się udało po zainstalowaniu monitoringu oraz bramownic ograniczających wysokość pojazdów, to wyeliminowano z przejazdu po moście znaczną część dostawczaków.
Powstał jednak nowy problem, aut z rowerami na bagażnikach dachowych. Kierowcy spoza Obornik, nie bacząc na ograniczenie wysokości, próbują się jakoś z rowerami na dachach „przebić”, narażając się na ryzyku zniszczenia roweru, ale tych co nie baczą a się pchają, to i żałować nie warto.
Większy problem stwarza nawierzchnia mostu. Przez dziesiątki lat leżał tam asfalt, łatano go co pewien czas i jakoś się wtedy jechało. Po zastąpieniu asfaltu deskami, spokój minął i zaczął się horror. Deski sprężynują i szybko się ścierają. Wykonane z twardego drewna pękają jeszcze szybciej.
Specjalnie wyznaczony spec monitoruje most co tydzień, by dobić gwoździe wypchnięte drganiami. Taki dobity gwóźdź wyłazi znów już po paru autach i tak na okrągło. Deski „zjechane” zastępują nowe, ale te siłą rzeczy się wyższe, więc każdy samochód charakterystycznie słychać, a ilość drgań się zwiększa, co znów gwoździe wypycha.
Burmistrz Tomasz Szrama proponował niegdyś wymianę desek na nawierzchnię poliuretanową, jaką widział na jednym z mostów toruńskich. Gdy się okazało, że taka wymiana pochłonie ponad dwa miliony, zrezygnował. Słusznie, bo gdzie tam Obornikom z ich budżetem do Torunia.
Gdy zapytaliśmy burmistrza o szansę na poprawę sytuacji na małym moście odparł, że ją widzi. Gdy tylko powstanie most nad Wartą w ciągu obwodnicy Obornik na S11, natychmiast ustanowimy na małym moście jeden kierunek ruchu.
Gdy go dopytaliśmy, jak on sobie radzi na wąskim moście, wyjaśnił,że przekracza go często. Nie ma w swojej Toyocie eklektycznego chowania lusterka, więc łamie je ręcznie i dlatego nigdy mu nikt lusterka nie uszkodził, a na to najczęściej skarżą się kierowcy jeżdżący małym mostem.
Kiedyś może jakiś inny rząd sypnie groszem tak suto, że powstanie nowa przeprawa przez Wartę, najlepiej gdzieś na osiedlu, ale kiedy do tego dojść może w zadłużonym ponad wszelką miarę kraju, trudno prorokować.
Na razie trzeba składać lusterka i ruszać po klapiących pod kołami deskach w nadziei, że kiedyś może…