OBORNIKI. Ulice Zamkowa czy Czarnkowska stały się smutnymi. Co trzeci lokal jest tam nieczynny.
W pustych oknach widać tabliczki „wynajmę”, „nieczynne” albo zasłonięte papierami okna nie mówią nic, są martwe.
Taki obraz obornickich ulic, jakiego wcześniej nie znaliśmy, nie napawa optymizmem.
Lokale gastronomiczne zostały pozamykanie. Sprzedaż na wynos ledwie zwraca właścicielom koszty energii, a oni każdego dnia liczą straty. Problemy z zamówieniami mają też rzemieślnicy.
Jeden ze znanych obornickich lakierników, u którego zwykle były długie kolejki, dziś mówi: Gdyby nie zlecenia z firm ubezpieczeniowych, byłoby z nami krucho.
Jeżeli pandemia jeszcze trochę potrwa, ruszy lawina wszelkiego rodzaju bankructw, upadków i plajt.