RYCZYWÓŁ. Podczas ostatniej sesji rady gminy Ryczywół radny Roman Trzęsimiech wrócił do tematu kogeneracji, czyli procesu technologicznego pozwalającego na uzyskiwanie energii cieplnej. W tym konkretnym przypadku przy użycia pompy cieplnej i gazu, jako zasilania energetycznego. Roman Trzęsimiech pytał, nie bacząc na to, że sprawa kogeneracji działa na wójta gminy Henryka Szramę niczym płachta na byka.
Kwestia zasilania ciepłem gminnych budynków publicznych, jak i prywatnych, przez przedsiębiorcę z branży pieczarkarskiej, to w Ryczywole novum jeszcze nigdy nie testowane. W tej sytuacji trudno się dziwić wójtowi, który był zainteresowany cieplikiem, potem długo się wahał, wreszcie odstąpił od projektu, aby do niego ostatnio powrócić.
Przy okazji oberwało się i naszej redakcji, choć wiernie cytujemy włodarza Ryczywołu niczego nie imputując. Henryk Szrama wyjaśnił radnemu: Żyjemy w czasach, gdy ceny energii poszły w górę. Co do kogeneracji, to decyzja jednak nie zapadła. Trudno brać odpowiedzialność za podpisaną umowę. Ja nie chcę pogrążać gminy w jakieś zadłużenia albo w jakieś umowy, które nie będą do spełnienia. Warunkiem opłacalności jest to, żeby się mieszkańcy podłączali, a oni się podłączą, gdy będzie to ekonomicznie uzasadnione. W tej chwili, gdy ceny gazu i inne nośniki energii drożeją o kilkadziesiąt procent, a nasze kotłownie mają po 20 lat, to podjąć decyzję jest bardzo trudno, bo jest rozchwiana sytuacja na rynku. Tyle mogę powiedzieć i jeszcze dodam, że komisja nie wypracowała jednoznacznych wskazówek do dalszych działań.
Wójt podkreślił, że decyzja jest odłożona w czasie, a nie wrzucona do kosza. Na koniec zapewnił: Z przedsiębiorcą rozstaliśmy się pozostając w dobrych relacjach.
Żeby dowieść zmian nastroju w kwestii kogeneracji trzeba przypomnieć o tym, że miała być ona sukcesem ojca gminy i źródłem taniej energii cieplnej po tym, gdy gazownicy wycofali się z gazyfikacji Ryczywołu. Po pewnym czasie Henryk Szrama przestał mówić o sukcesie, zaczął za to o wątpliwościach. Ostatecznie cieplik miał popłynąć jedynie do gminnych budynków użyteczności publicznej.
Podczas wrześniowej sesji rady gminy wójt oświadczył: Było wiele rozmów i na razie zawiesiliśmy, bo Energusolucjon, to zagrożenie i trzeba coś nowego i nie w tej formie. To zadanie latami obciążałoby moją osobę.
Mimo deklaracji o zwieszeniu kogeneracji, zostało zwołane posiedzenie komisji problemowych, podczas którego radni poznali mechanizm działania kogeneracji i założenia ekonomiczne. Nie ukrywali, że forma medialnej prezentacji danych była jasna, przejrzysta i w pełni zrozumiała.
Dlaczego zatem Roman Trzęsimiech wrócił do tematu kogeneracji, skoro miał dane podane niczym na talerzu? Jak sam wyjaśnił: Dlatego, że obowiązki służbowe nie pozwoliły mi uczestniczyć w posiedzeniu komisji. Próbował się zatem dowiedzieć, jakie były dane i ostateczne ustalenia. Dziwnym się stało, że informacje te zostały utajnione.
Skoro nie podano danych oficjalnie, nasza redakcja spróbowała dowiedzieć się nieoficjalnie co, jak i za ile?
Wygląda to tak, że przedsiębiorca, pan Łukasz, potrzebuje ciepła w produkcji pieczarkarskiej, a jego nadmiar chętnie odsprzeda. Do tego miejsca interes jest wart przemyślenia. Problemem staje się dystrybucja. Cieplik byłby sprzedawany loco kotłownia a nie podbiorca. To oznacza, że całą sieć ciepłowniczą do budynków użyteczności publicznej trzeba by było wybudować na rachunek gminy.
To koszt bardzo poważny, a poniesienie tak znacznych wydatków wiązałoby gminę z dostawcą ciepła na długo, przynajmniej do czasu aż się nakłady zamortyzują.
Pan Łukasz gminie prezentu nie robi, bo nadmiar ciepła wyrzucony do atmosfery wiąże się z poważnymi opłatami ekologicznymi. W tej sytuacji, tak dostawca jak i odbiorca mają interes we współpracy. Nie ma jednak sieci dystrybucyjnej, a to już poważny i bardzo kosztowny problem.
Nie znamy ostatecznych zapisów pomiędzy kontrahentami, ale pewnym jest, że kogeneracja gminie się najzwyczajniej nie opłaca i było to wiadomo już na samym początku wahań.