ROGOŹNO. Radni opozycji w radzie miejskiej Rogoźna nie zaniechują niczego, aby sesje maksymalnie wydłużać, siać ferment, obrażać kolegów czy utrudniać życie urzędnikom.
Na ich wniosek urzędnicy rogozińskiego magistratu będą musieli przejrzeć ponad 30 tysięcy sztuk korespondencji, aby sprawdzić, czy może był wśród nich list lub pismo, które niedostarczono radnym opozycji.
Radny Krzysztof Nikodem pyta: Po co? Co to da, skoro macie jedynie domniemanie i z tego powodu paraliżujecie pracę urzędu. Uważam, że taki wniosek z waszej strony jest niepoważny.
Radny Paweł Wojciechowski oświadczył, że jest przerażony tym, co usłyszał od Nikodema. Radny Henryk Janus stwierdził, że ma pewność, iż do urzędu wpłynęły trzy pisma, których radni z jego klubu nie widzieli. Wyraził też obawę, że może takich pism być więcej.
Burmistrz Roman Szuberski stwierdził, że jak trzeba badać, to będzie badanie korespondencji, choć większym pożytkiem byłoby zadbanie w tym czasie o rozwoju gminy, a nie zaspakajanie czyjejś ciekawości.
Przypomniał radnym z klubu opozycyjnego o potrzebie zachowania kultury, ostrzegając jednoczenie, że są obserwowani przez wyborców, a ci muszą stwierdzić, że niektórym radnym tej kultury wyraźnie brakuje. Zamiast rozwiązywać problemy, kłócicie się, a mieszkańcy to widzą i potem komentują w niemiły dla was sposób.
Dyskusja była długa i burzliwa. Rogoźnianie nic na niej nie skorzystali, nie skorzystają też niczego na kontroli korespondencji. Nawet gdyby się okazało, że do radnych opozycji nie trafiło tysiąc listów.