MIŁOWODY. O fali kradzieży i rozbojów w czasie pandemii pisaliśmy już wielokrotnie.
Gościły już na naszych łamach Uścikowo, Rożnowo. Kowanówko, czy Kiszewo. Dzisiaj o chyba najbardziej bulwersującym przypadku – grabieniu budynku szpitala w Miłowodach.
Od czasu, gdy na początku tego roku właściciel szpitala w Miłowodach zrezygnował z ochrony budynku, trwa jego okradanie. Nasiliło się w czasie pandemii.
Pewien mieszkaniec Kowanówka, wyznający zasadę tam kradnę, gdzie mieszkam, odwiedza szpital wywożąc z niego głównie metal.
Wcześniej zadowalał się drewnem z pobliskiego lasu. Wraz z grupką „małolatów” jeździł busem do lasu i przywoził stamtąd drewno. Twierdził, że ma na nie asygnatę, lecz zapewne wykorzystał ją już wiele, wiele razy, bo przecież nikt legalnie nie wozi drewna z lasu nocą.
Teraz okazja pojawiła się znacznie bliżej jego domu, bo przy ulicy Miłowody.
W ostatnich dniach wywożone są stamtąd kaloryfery. Według obserwacji sąsiadów, odkręcone grzejniki trafiają na posesję wspomnianego mieszkańca Kowanówka, tam są cięte, a potem trafiają zapewne do skupu złomu.
Policja czeka na formalne zgłoszenie, ale właściciel – marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak – nic zapewne policji nie zgłosi, bo od dawna nie był w miłowodzkim szpitalu i przez lata się tam zapewne nie pojawi.
Wartość starych grzejników nie jest wielka, ale chyba nadal obowiązują zasady, by do obcego budynku bez pozwolenia nie wchodzić i niczego zeń nie wynosić.
Dodajmy, że budynek szpitala nadawałby się znakomicie – na przykład na izolatorium dla chorych z Ziemi Obornickiej.