OBORNIKI. Rodzice harcerzy jadących gminnym autobusem na Międzynarodowy Zlot Harcerzy i Skautów do Torunia skarżyli się na nieludzkie warunki, w jakich przyszło jechać ich dzieciom. Szkolny gimbus jaki został podstawiony do przewozu nie posiada bagażnika ani klimatyzacji. Harcerzy upchano wraz z bagażami niczym śledzie w słoiku, a temperatura na zewnątrz sięgała 30 stopni. Ile było wewnątrz, można się tylko domyślać. Dość, że zdaniem rodziców zagrażało to nie tylko zdrowiu ich pociech, ale nawet życiu. Na domiar złego gmina zorganizowała transport tylko w jedną stroną. Nie zapewniono harcerzom transportu powrotnego.
Skarga rodziców zaskoczyła gminnych urzędników. Według ich wersji, organizatorzy zlotu zwrócili się z prośbą o transport, a o powrocie nic nie wspomnieli. Urzędnicy dali autobus, jaki w tym momencie mieli. Tym sposobem w 42-osobowym autobusie jechało więcej osób niż było miejsc siedzących, o górze kilkudziesięciu plecaków już nie wspominając.
– Gdyby w takich warunkach wieziono bydło, to zbiegliby się obrońcy praw zwierząt oraz trzy telewizje. Jednak to nie bydło, a jedynie nasze dzieci, więc nikt się tym specjalnie nie przejął – skarżyła się naszej redakcji jedna z matek.
Inna pytała nas – dlaczego urząd nie zapewnił dzieciom powrotu. Sądzono, że tam już zostaną albo wrócą z Torunia pieszo? Nie potrafiliśmy jej na to odpowiedzieć, bo podążanie za systemem myślowym części urzędników to prawdziwy labirynt.
Organizatorzy wyjazdu chcą spotkać się z rodzicami harcerzy, aby wyjaśnić to, co się zdarzyło, a może i wypracować na przyszłość taki system, by do podobnej sytuacji nie doszło.