OBORNIKI. Do naszej redakcji zgłosiła się pani Teresa. Jest od lat mieszkanką osiedla Bielawy i od lat ma problem z własnym mężem. Ten najkrócej mówiąc, wciąż nadużywa alkoholu i stosuje wobec niej przemoc.
Pani Teresa przeżyła swego czasu wielki dramat. Jej ukochana 6 letnia córka zmarła na białaczkę. Przez pół roku kobieta patrzyła bezradnie na konanie swego dziecka. To musiało odcisnąć się piętnem na jej psychice. Od czasu tragedii jest nerwowa i nieco nadpobudliwa. Jej małżonek od lat pije. Przez ten cały czas jest w stanie wojny ze swą połowicą. Stara się wmówić żonie i jej otoczeniu, że jest ona nienormalna. Jednak każdy, kto porozmawia z panią Teresą, szybko się zorientuje, że to nieprawda.
Kobieta mówi może i nieco powoli, ale bardzo logicznie i z sensem. Z jej opowieści wynika, że rodzinny dramat trwa już wiele lat. Z mężem mają dwóch synów. Jeden jest niepełnosprawny i łatwo ulega ojcu. Drugi wyjechał do Irlandii i chce być jak najdalej od rodzinnego domu. Jego matka mówi o nim bardzo ciepło. Sławek jak może przysyła jej po parę groszy, a każdy funt jest przez nią witany z radością. Kobieta utrzymuje się tylko z niewielkiej 600 złotowej renty. Wydziela sobie na całodzienne utrzymanie 18 złotych. Musi też wspierać drugiego syna a gdy maź znajdzie u niej jakieś pieniądze, zabiera je na wódkę i wtedy wszyscy głodują.
Na tle pieniędzy i oczywiście wódki, wciąż trwają awantury. Według kobiety, zawsze wszczyna je mąż. Opowiedziała jak w marcu tego roku doszło nawet do tego, że usiłował przebić jej ostrym przecinakiem tętnicę szyjną. – Przewrócił mnie ma ziemię a potem położył się na mnie całym ciężarem ciała i groził, że mnie zabije. Pani Teresa wyrwała się jakoś i ocalała. Mówi, że to być może za wstawiennictwem sił wyższych, bo jest osobą bardzo głęboko wierzącą.
Wezwała policję. Nim przybyli policjanci, mąż jej wezwał pogotowie twierdząc, że żona miała atak nerwowy. Była faktycznie zalęknioną. Silny stres sprawił, że nie mogła się wypowiedzieć. Ostatecznie trafiła do zakładu leczniczego w Gnieźnie. Tam ją przebadano i po odpoczynku oraz wyciszeniu wypuszczono do domu. Mąż pani Teresy jeszcze wiele razy wzywał pogotowie twierdząc, że żona ma atak nerwowy. Jednak już nigdy więcej nie przekonał o tym lekarza i pogotowie wracało zawsze pusto.
Kobieta czuje się wobec małżonka bezradna. Gdy wzywa patrol, policjanci zastają ją wzburzoną, jego spokojnego, choć po wódce, i po sporządzeniu notatki odjeżdżają. Pani Teresa podejrzewa, że są może w zmowie z jej mężem i trudno jej wytłumaczyć, że gdyby zatrzymywano każdego podpitego awanturnika, nie było by dla nich miejsca w areszcie. Nie ma też powodu sprawdzać alkomatem obywatela w jego domu, gdy nie ma w chwili wejścia awantury i przemocy. Kobieta kręci na taki argument głową i opowiada, że 18 marca została przez niego kolejny raz pobita. Pokazuje na dowód, oficjalne świadectwo obdukcji podpisane przez lekarza chirurga. Potwierdza ono siniaki mogące być śladem pobicia choć nie koniecznie. Zgłosiła to jednak policji. Mąż stwierdził wówczas, że jedynie interweniował, gdy żona odkręciła gaz.
Świadków w takich sytuacjach najczęściej przecież nie ma. Kobieta cierpi więc samotnie. Mąż chcąc zadąć jej ból – opowiada pani Teresa – wykręcał jej przez długie minuty złamaną rękę. Innym razem podpalił wykładzinę w jej pokoju. Bywało też, że dla zabawy wylewał jej zupę na głowę. Niszczył jej mienie i naśmiewał się z jej nerwicy.
Prosiła syna z Irlandii, by ten wrócił ją bronić. On jednak nie chce wracać, bo jak twierdzi pani Teresa, zbyt wiele widział w dzieciństwie. Ojciec zawsze pił i bywał przy tym wulgarny. Jego stałym punktem programu było oddawanie moczu do doniczek z kwiatami, na podłogę a nawet do kredensu z naczyniami. Potrafił pić po 6-7 miesięcy bez przerwy. Trwa to od 20 lat. W jej opinii, jest on złym człowiekiem. Źle odnosił się nawet do własnego ojca. Mieszkając z nim w jednym domu musi znosić skutki jego pijaństwa.
Mąż nie płaci za nic. Już odcięto im wodę, bo zalegali około 200 złotych. Teraz martwi się, że odetną też prąd, bo zalęgają ponad 600 złotych. Komornik zajął im samochód a lista innych zaległości jest długa. Mieli kiedyś lokatorów, ale mąż podkradał im żywność i się wynieśli zostawiając niezapłacone rachunki. – On nic nie zarabia. Teraz stracił kolejną pracę dorywczą – opowiadała rozżalona kobieta. Z trwogą i łzami twierdziła, że mąż obiecał jej, iż zamknie ją w domu wariatów i będzie żył z jej renty.
W sprawie przemocy i znęcania się nad małżonką trwa postępowanie prokuratorskie. Prokurator przesłuchuje kolejnych świadków, a ona wątpi w sprawiedliwość. – Policja mnie nie broni, nie wydali mi nawet „błękitnej karty”, jaką dostają osoby krzywdzone w rodzinie. Jeśli mąż dogada się też z prokuratorem i sądem to co ze mną będzie? Napisaliśmy ten tekst, bo jej poczucie osamotnienia i wielkiej bezradności podziela wiele kobiet. Żyje przerażona, iż uda się mężowi jej pozbyć, a nikt nie nadejdzie z pomocą. Ten problem czai się w wielu mieszkaniach, posród nieświadomych niczego lub nieczułych sąsiadów.