OBORNIKI. Zanim Violetta Villas stanęła w minioną niedzielę na deskach sceny Obornickiego Ośrodka Kultury, wydarzyło się wiele rzeczy.
Najpierw był komunikat, iż wielka gwiazda estrady i opiekunka zwierząt prosi o zajęcie się częścią jej przybytku. Zareagował na to kierownik obornickiego przytuliska Zbigniew Biliński. Do Obornik przywieziono z Lewina Śląskiego kilka psów a burmistrz Bukowski zaproponował pani Violecie, aby dała w Obornikach koncert charytatywny na rzecz schroniska dla zwierząt.
Przez czas jakiś trwały szczegółowe uzgodnienia i jak na wstępie wspomnieliśmy, wielka diwa estrady weszła na scenę.
Sala była zapełniona po brzegi a publiczność powitała ją prawdziwym stand ovation (owacją na stojąco).
Jak śpiewała, trudno opisać. Przedstawiła swój standardowy repertuar znany i wciąż dość popularny. Siła jej głosu musiała imponować wszystkim.
Zapytana później przez nas, dlaczego czasami odsuwała od siebie mikrofon, zdradziła że robi to przy bardzo wysokich i bardzo niskich tonach, gdyż bez tego zabiegu zniszczyła już sporo sprzętu nagłaśniającego nie dostosowanego do jej skali głosu. Tu warto wspomnieć, że pełna skala jej głosu to aż cztery oktawy, co plasuje ją wciąż wśród wyjątków. Wyjątkowa była też jej kariera.
Urodziła się 67 lat temu w pięknie położonym w Kotlinie Kłodzkiej Lewinie Ślaskim. Po przesłuchaniu dla Polskiego Radia (w 1961 roku) jej kariera potoczyła się błyskawicznie. Wygrywała festiwale, występowała w Paryżu, miała kontrakt w Las Vegas, śpiewała z Frankiem Sinatrą, Paulem Anką, Charles’em Aznavourem. W Carnegie Hall dostała owację na stojąco, a w Nowym Jorku nie można było dostać biletów na jej koncert.
Wróciła do Polski ze względu na chorobę matki. Jej poświęciła nie jeden tekst a w Obornikach śpiewała miedzy innymi: „Widzę znów nasz dom, ciebie mamo w nim, wspominam stary klon ciemny i wysoki jak dym. Mamo w sercu cię kołyszę, list do ciebie piszę ciemny jak ta noc…” -Gdy śpiewała o kaczeńcach i rękach ojca, szerokich jak wiosła, miałam łzy w oczach, zwierzyła się nam jedna ze słuchających koncertu pań.
Po powrocie do kraju pani Violetta mało koncertowała i choć publiczność przyjmowała ją entuzjastycznie, to środowisko muzyczne było jakby przeciwko niej a niektórzy nawet zazdrościli. Violletta Villas stawała się coraz bardziej rozgoryczona i rozhisteryzowana. Dopiero w 1985 roku w teatrze w Warszawie zrobiono jej wielki powrót – a spektakl Violetta okazał się ogromnym sukcesem.
Znowu zaczęła jeździć do Stanów, znów wymyślne kreacje, znów biały mercedes, mężczyzna, który znowu miał być tym jedynym i znowu historia się powtórzyła. Po pewnym czasie wpadła w dewocję, chciała wstąpić do klasztoru. Nikt nie podał jej ręki, nikt nie pomógł odnaleźć się w polskiej rzeczywistości tamtych lat, a teraz… Nie ma nawet emerytury, bo nie wiedziała, jak ją załatwić.
Z jednej strony ikona polskiej sceny, artystka światowego formatu, kobieta utalentowana. Z drugiej strony, aby zarabiać na życie i bezdomne zwierzęta którym oddała serce, czas i własny dom, koncertuje i to co miesiąc.
Od sześciu lat towarzyszą jej muzycy bracia Maciej i Bartek Kieresowie (bratankowie Leona Kieresa z IPN-u) obaj związani z oddziałem telewizji Wrocław. Stanowią doskonale zgrane trio czego mogli skosztować słuchacze niedzielnego koncertu.
Po nim gwiazdę zaprosili na kolację do Casablanki państwo Stachowiakowie. Mieliśmy zatem możliwość rozmowy z postacią znaną dotąd jedynie z płyt, filmów czy telewizji. Wielka gwiazda okazała się być osobą bardzo ciepłą, miłą i sympatyczną.
Jej urodę i sylwetkę czas ominął szerokim kołem i jest ona wciąż bardzo atrakcyjną kobietą. Wyjątkowe włosy i oczy nie mogą nie zrobić na żadnym normalnym mężczyźnie silnego wrażenia. Długo i szczerze opowiadała o swym życiu i wartych zastanowienia przemyśleniach.
Obecna na kolacji Anna Rydzewska zgodziła się w miarę możliwości schroniska Azorek przyjąć jeszcze kilka psów a Violetta Villas – zauroczona obornicką publicznością, obiecała znów wystąpić w czasie tegorocznych Dni Obornik.
Przed odjazdem poprosiła, aby naszym Czytelnikom przekazać gorące uściski i zapewnić ich o swej przyjaźni co dała nam na również na piśmie, a co my chętnie przekazujemy.