OBORNIKI. Gdyby ktoś posłuchał sprawozdania dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy, to mógłby odnieść wrażenie, iż jego instytucja zajmuje się głównie statystyką, a bezrobotni cwaniacy próbują z niej wyłudzić pieniądze.
Leszek Juraszek jak z rękawa sypnął liczbami, przedstawił średnie dane i podał wiele cyfr, z których jednak niewiele wynikało.
Nie będziemy ich przytaczać, gdyż zrobiliśmy to już tydzień temu. Gorzej było, gdy padły proste pytania o skalę szarej strefy w zatrudnianiu, przybliżoną liczbę pobierających zasiłek a do tego pracujących, albo o plany przeciwdziałania bezrobociu.
Wspomniał, że się owszem szkoli ludzi ale dodał też, że jest problem z naborem chętnych do nauki.
Wyjaśnił, że jego urząd sprawdza, czy bezrobotni są naprawdę bezrobotni dzwoniąc do nich na komórkę. Jak taki odbiera, to jest bezrobotny. Jak nie, to może pracuje.

Pomysł jest nowatorski i pewnie wart opatentowania. Leszek Juraszek nie krył, że wśród pozbawionych pracy jest sporo cwaniaków.
Pod koniec minionego roku duża grupa osób zarejestrowała się jako bezrobotna. W ich świadectwach pracy widniała adnotacja, że odeszli za porozumieniem stron. Nie przewidzieli jednak, że po rejestracji musi minąć tydzień do momentu przyznania im zasiłku.
W tym czasie minął Nowy Rok i zaczęły obowiązywać nowe przepisy w myśl których bezrobotny z terenu powiatu obornickiego może pobierać zasiłek jedynie przez sześć miesięcy, a nie przez rok.
Trudno się nie zgodzić z dyrektorem PUP-u, że spora grupa osób po prostu wpadła jak przysłowiowa śliwka w kompot.